P.: Zauważyłem, że ktoś, zupełnie niepoprawnie opisując Twoją książkę na blogu, napisał: język podstawowy angielski, przekład na polski. Czyli przyszło komuś do głowy, że nie jesteś Polką. Z drugiej strony, w Polsce mamy tego typu kluby – chociażby swingerskie; mamy też nie tylko środowiska, ale również portale, które skupiają ludzi o przeróżnych skłonnościach: BDSM, fetyszystów. Więc dlaczego tak, dlaczego nie w Polsce?

K.: Już wiele razy o tym mówiłam, ale nie wyobrażam sobie fabuły książki rozgrywającej się w Polsce. Próbowałam pisać o Warszawie, bo to duże miasto daje najwięcej możliwości, ale kiedy wyobrażałam sobie bohaterów w tej rzeczywistości, jakoś mi to nie wychodziło. Nie wyobrażam sobie w naszych realiach tego klimatu, który chciałam oddać w książkach.

J.: A może zadziałała też świadomość, że większość kobiet, które czytają Twoje książki, nie wyjeżdżało za granicę i zdecydowanie łatwiej jest osadzić fabułę w miejscu, którego nie znamy.

fot. Monika Smykowska – Golec

P.: Bez przerwy pakujesz swoich bohaterów w jakieś awantury i afery, tak że każdy zastanawia się, jak to możliwe. Te dziewczyny mają same kłopoty, a książki ociekają seksem.

K.: Lubię swoje bohaterki. Mimo tego, że są ciche i wycofane, to są też jednak bardzo temperamentne i kiedy ktoś próbuje im coś narzucać lub coś im nie odpowiada, to zaraz tupią nogą i robią aferę. Wiem, że moim czytelniczkom to się podoba.

Kiedy zaczynałam pisać serię o Morfeuszu, nie planowałam tego wydawać. Pisałam sama dla siebie i wrzucałam pliki na swoją grupę na FB, gdzie miałam już grono czytelniczek. One też chciały w nich seksu i faktycznie tak to w tych książkach wygląda. Kiedy przyszło do wydania, skonsultowałam to z wydawcą, który powiedział: Kasiu, nie zmieniaj tego. Idziemy na całość. No i wyszedł taki hardcore.

J.: A kto był pierwszym recenzentem?

K.: Dziewczyny z mojej „fanowskiej” grupy na FB.

J.: Czyli nie był to nikt z najbliższego otoczenia?

K.: Mój facet czytał niektóre fragmenty, ale nie za bardzo go to interesowało. Mawiał: A pisz tam sobie, pisz. Nie przypuszczał, że to się tak rozwinie. Kiedy zaczęłam pisać, to faktycznie się wkurzał, bo poświęcałam na to dużo czasu. Siedząc sama w pracy, podczas gdy nie było klientów, potrafiłam pisać przez siedem godzin. Wracałam do domu i też pisałam.

Potem stało się tak, że straciłam pracę. Moje czytelniczki z grupy na FB namawiały mnie do wydania książki, a ja myślałam, że to się w ogóle nie uda. Na odczepnego pod wpływem nacisków wysłałam plik do dwóch wydawnictw i jedno z nich się odezwało. Dla mnie był to wystarczający impuls. Byłam wtedy w dołku, myślałam, że nic mi się nie udaje – skończyłam studia magisterskie, ale się nie obroniłam, rodzice na mnie naciskali, a tu nagle taka bomba.

6 komentarzy

  1. Daria

    Cudowne!!! Piękna pisarka, super wywiad, zdjęcia mega. Znam książki i polecam Ci Kosinus!!!

    Odpowiedz
  2. Adela

    Żenuje mnie poziom twórczości pani Katarzyny. To proza niskich lotów dla kur domowych. Kobieta nudziła się w pracy i „zaczęła czytać” (wiem, wiem, lepiej późno niż wcale, jak w szkole się nie czytało, to chociaż w pracy). Przeczytała Greja, przeczytała Crossa i nagle uznała, że wie o pisaniu tyle, żeby napisać swoją książkę. W szkole nie lubiła polskiego i przyznaje, że się do niego nie przykładała. Książek nie czytała. To ja się pytam, na jakiej podstawie ta kobieta mogła napisać coś dobrego? Pierwsza zasada szkół pisarskich mówi o tym, że aby pisać, trzeba najpierw czytać. Aby napisać jedno słowo, trzeba przeczytać tysiąc. Nic dziwnego, że to zostało wydane ze współfinansowaniem, bo nikt by nie przyjął „dzieła” napisanego na poziomie blogów prowadzonych przez 13-latki (chociaż Grej nie jest napisany lepiej – co świadczy jedynie o osobach, które się nim zachwycają). To przykre, że erotykę piszą głównie osoby, które nie mają nawet podstawowej wiedzy na temat pisania. O autorce świadczą jej własne słowa w tym wywiadzie – potwierdza, że nie ma umiejętności. Redaktor subtelnie próbuje jej zasugerować, że jej bohaterki są nijakie, bezbarwne, jednakowe – wszystkie uległe i nudne do oporu, ale ona zdaje się nawet nie zauważyć, że to coś złego. Bohater powinien być aktywny. Bierne postacie są najgorszymi z możliwych. Kobiety, które tworzy pani Katarzyna są niezrównoważone emocjonalnie i mają inteligencję na poziomie gimnazjalisty. Nie takich kobiet nam trzeba w literaturze. Inna sprawa to fakt, że w każdej kolejnej książce możemy spodziewać się tego samego – miłości głównych bohaterów opartej na pierwszym zauroczeniu (po co komu coś głębszego?) silnego faceta do słabej, biernej kobiety. Każdego z bohaterów da się opisać jednym słowem, bo nie mają charakterów. Każdy jest taki sam – on ma siłę i „trudne doświadczenia”, a ona jest piękna i chce mu pomóc. Wątki poboczne nie istnieją. Bohaterowie poboczni nie istnieją – są tylko marionetkami w służbie głównej linii fabularnej. To jest kwintesencja złej książki.

    Odpowiedz
      • Ewa

        Po to samo, po co wydawać. Każdy autor może pisać po swojemu, a każdy czytelnik może mieć swoje zdanie na temat tego, co tenże autor, wydając, poddał pod publiczną ocenę. To, czym inni się zachwycają, reszta może uznać za zwykły gniot. Osobiście w pełni zgadzam się z każdym zdaniem Adeli.
        Pisać może każdy, jednak nie każdy potrafi.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany