Co jest dla pana największym wyzwaniem w byciu aktorem?

Myślę, że prawda i wolność. Aktorzy wiedzą, czym jest prawda i co to znaczy prawdziwie zagrać. Dla mnie prawdziwa gra oznacza nawiązanie porozumienia z widzem, stworzenie tej niewidzialnej atmosfery między aktorem i publicznością, szczególnie jeśli chodzi o teatr. Wolność natomiast jest potrzebna każdemu artyście po to, żeby mógł wyrażać samego siebie, żeby mógł dyskutować z odbiorcami swojej sztuki, stawiać pytania. My aktorzy nie jesteśmy jednak omnipotentni, tak, jak niektórzy by chcieli, owszem, wypowiadamy się na jakieś tematy, ale to tylko rzucanie promyczka na pewne elementy rzeczywistości. Nie ogarniamy bowiem całego świata, a możemy jedynie tłumaczyć jego pojedyncze fragmenty. Mówię o tym dlatego, że czasem posądza się nas o to, że przekazujemy jakieś prawdy objawione, a wcale tak nie jest.

Kiedy i w jakich okolicznościach zaczął pan marzyć o zostaniu aktorem?

Moje nauczycielki ze szkoły podstawowej mówiły, że już jako dziecko powtarzałem, że zostanę aktorem, ale ja tego nie pamiętam (śmiech). Wiem, że bardzo lubiłem występować i byłem za to chwalony przez mamę i babcię, co sprawiało mi dużą przyjemność. Jednak jako młodzieniec byłem nieco chaotyczny i nie wiedziałem, co tak naprawdę chce robić w życiu. Pomysł ze szkołą teatralną pojawił się znienacka, może przez Teatr Telewizji, który często oglądałem, może przez mojego wychowawcę z liceum, który jako jeden z pierwszych otwierał mi oczy na film… To były takie strzępy, które, po złożeniu w całość, sprawiły, że w moim umyśle narodziła się myśl o podjęciu studiów aktorskich. Nie dostałem się za pierwszym razem, ale, przechadzając się po korytarzach PWST, wiedziałem, że to jest moje miejsce. Pomyślałem sobie wtedy, że popracuję nad własnymi mankamentami i dostanę się za trzecim razem, ale udało mi się to zrobić szybciej i zostałem przyjęty za drugim podejściem. Mimo że czułem, że jestem tam, gdzie być powinienem, to jeszcze nie do końca chwytałem o co w tym chodzi. Na pierwszym roku obserwowałem moich kolegów, którym szło lepiej od mnie i zmagałem się z samym sobą. Dopiero na drugim roku  moja pozycja się ugruntowała i zyskałem już całkowitą pewność, że aktorstwo to jet to, co chce robić.

Jak kreuje pan charakter bohaterów, których musi pan potem odtworzyć na scenie lub w filmie? 

Wszystko zaczyna się od jakiejś iskry, która pojawia się wewnątrz mnie, a potem do głosu dochodzi całe doświadczenie mojego życia oraz talent. To jest tak, że ja zawsze potrafię coś wybrać w tych emocjach, co pozwala mi skontaktować się z widzem. Każda rola jest inna. Teraz gram w teatrze i ,,męczę” się z rolą Edwarda II. Ostatnio wpadła mi do głowy taka myśl, że skoro już zagrałem tyle ról to powinienem wiedzieć, jak odegrać kolejną, że już nie powinno być żadnych problemów, a tu nie, okazuje się, że jednak nie wiem i całą osobowość bohatera muszę kreować od nowa (śmiech). Moje aktorstwo polega na tym, że nieustannie szukam nowych ról, nowych wyzwań. Nie jestem Humphreyem Bogartem i nie buduję postaci na mojej osobowości tylko na podstawie swoich wyobrażeń.

Która z ról była dla pana najbardziej wymagająca?

Każda (śmiech). Do każdej roli musiałem się przygotować, każdą z nich chciałem odegrać jak najlepiej. Chociaż, jeśli już mam wskazać takie role, to myślę, że byłyby to te z Teatru Telewizji – Korotkow (,,Diaboliada” w reż. Waldemara Śmigasiewicza), Walek (,,Do piachu” Kazimierza Kutza), ale to być może dlatego, że wówczas po raz pierwszy zostałem nazwany przez środowisko aktorem.

Czy kiedykolwiek zdarzyła się panu taka sytuacja, że widzowie brali pana za postać, w którą wcielał się pan w serialu bądź w teatrze?

Widzowie zdają sobie sprawę, że ja jestem aktorem, ale czasem, i muszę przyznać, że w pewnym momencie zaczęło mnie to drażnić, chcąc mi się przypodobać, zwracali się do mnie panie Ryszardzie. Jednak nigdy nie zdarzyło mi się, by ktoś zaczepiał mnie w jakiś zły, czy chamski sposób.

Woli pan występy w teatrze, czy w telewizji?

Nie wyróżnię tu ani teatru, ani telewizji. Dla mnie ważne są dobre role.

Rozumiem, co zatem, według pana, stanowi podstawę dobrej roli?

Dobra rola to scenariusz, spotkanie z reżyserem, scenografem, kolegami aktorami. To jest bardzo fascynujące i ekscytujące zarazem, bo te wszystkie elementy muszą się ze sobą zgrać, by powstało coś naprawdę wartościowego. Czy to w filmie, czy w teatrze, podstawą jest materiał literacki – jeśli jest dobry, to i dobry będzie efekt końcowy. A kiedy jeszcze spotka się dobrego reżysera i kolegów, z którymi się współgra, to jest to takie małe szczęście w życiu zawodowym. Ważne jest też, żeby trafić w odpowiedni czas i wyjść naprzeciw potrzebom widzów.

Czy zgadza się pan ze słowami ,,prawda uczuć, prawda ekranu”?

Nie do końca, dlatego że nasz zawód ma charakter artystyczny, w którym jest pewien artyzm i jest też forma. Zarówno w życiu, jak i w teatrze jest tak, że poszukuje się ukrytych znaczeń, metafor, ubiera w formy. Naszym aktorskim zadaniem jest sprawić, żeby postacie, w które się wcielamy były jak najbardziej prawdziwe, ale nie gramy jeden do jednego, np. ja nigdy nie będę Ryszardem (śmiech). To są tylko moje wyobrażenia o tym człowieku i ja sprzedaję jedynie jakieś fragmenty tego świata.

Ma pan jakiś ulubiony film, do którego wraca pan co jakiś czas?

Nie, nie jestem typem oglądacza, który lubi wracać do jednego tytułu. Mnie ciągle fascynuje coś nowego. Chociaż, teraz zbliżam się do takiego wieku, że kiedy oglądam jakieś stare filmy, mam wrażenie, że widzę je po raz pierwszy. Zdarza mi się odkrywać na nowo to, co już kiedyś odkryłem.

Na koniec naszej rozmowy pozwolę sobie jeszcze zapytać, jak wygląda pana relacja z żoną? Jest to niezwykle ciekawe, gdyż obydwoje państwo jesteście artystami i na pewno ma to duży wpływ na kształt waszego życia.

Ostatnio nasza wnuczka Marysia, zapytana o to, gdzie pracują dziadkowie, odpowiedziała, że w hotelu (śmiech). Myślę, że miała rację, bo my bez przerwy mówimy, że jedziemy to tu to tam. Można powiedzieć, że naszym dziwactwem jest to, że lubimy się przemieszczać i mieszkać w całej Polsce. Nie przywiązujemy się do jednego miejsca. Wymaga tego od nas nie tylko zawód, jaki wykonujemy, ale także nasza osobowość. Aktorstwo jest naszą pasją, którą darzymy pewnym rodzajem miłości. Dużo jej poświęciliśmy, bywały wzloty i upadki, ale obydwoje lubimy to robić i mamy szczęście, że wciąż dostajemy propozycje, by grać.

Czy ma pan jeszcze jakieś marzenia związane z aktorstwem?

Każda rola, którą dostaję jest spełnieniem moich marzeń (śmiech). Marzę o tym, by wciąż dostawać nowe propozycje i przede wszystkim, by móc w tym zawodzie pracować, bo nie zawsze jest to nam dane, a sukcesy zdarzają się niezmiernie rzadko.

Pozostaje mi zatem wyrazić nadzieję, że będzie pan otrzymywał jak najwięcej nowych ról, by mógł pan robić to, co kocha. Bardzo dziękuję za rozmowę.

O Autorze

HISTORIA

Studiuje filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim, choć z ochotą podjęłaby też studia na kierunkach takich, jak historia czy historia sztuki. Wielbicielka prozy psychologicznej, obyczajowej i historycznej. Amatorka muzyki - tej, która potrafi wzruszyć do łez i pobudzić wyobraźnię. Fanka filmów z udziałem Kate Winslet, Cate Blanchett i Geoffreya Rusha. Ciągle dokądś goni i wiecznie brakuje jej czasu, ale kiedy uda jej się zatrzymać, choć na chwilę, wtedy czyta, pisze lub pije herbatę w towarzystwie babci.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany