Tak więc wyszłam za mąż za chłopaka, który obiecał mi (i słowa dotrzymał) maszynę do szycia. Maszyna to jednak nie było to. Zagonek z marchewką też. Kiedy moja córka skończyła osiem miesięcy, dostałam swoją pierwszą pracę. Wychowawstwo w klasie pierwszej i muzykę w klasach piątych. Z tą muzyką to było tak, że nikt jej nie chciał, więc pani dyrektor powiedziała, że młody bierze to, czego nie chcą inni. Byłam tak szczęśliwa, że dostałam pracę, że wzięłabym nawet historię!

Pierwsze spotkanie z moją pierwszą szefową było bardzo oryginalne. Po roku przebywania na zasiłku dla bezrobotnych dostałam z Urzędu Pracy karteczkę, z którą miałam odwiedzić, z tego co pamiętam, dziesięć zakładów pracy, by pracodawcy potwierdzili na owej karteczce, że pracy nie ma i w ten sposób mogłam dalej pobierać zasiłek. Pamiętam dobrze, jak byłam ubrana. T-shirt i leginsy do kolan. Klasyczny strój na rozmowę o pracę 🙂 Mama odpaliła swojego malucha, ja wzięłam ośmiomiesięczna córkę na kolana i ruszyłyśmy na tak zwane miasto. Nie pamiętam, jak do tego doszło, ale zapewne był to pomysł mojej mamy, by wziąć na tę wycieczkę babcię. Babcia faktycznie babcią moją nie była. Była to niezwykła osoba. Przyjaciel domu. A dlaczego babcia? Irena była z pokolenia moich dziadków. Emerytowany nauczyciel i dyrektor szkoły. Harcmistrz Polski Ludowej. Kiedy jeszcze harcerstwo w Polsce działało prężnie, ona aktywnie uczestniczyła w obozach dla młodzieży. Zabierała na nie swojego wnuka. Ten wołał „babcia” i tak jakoś się stało, że każdy zaczął się tak do niej zwracać. Myślę, że sprawiało jej to ogromną przyjemność. Może dawało poczucie posiadania wielkiej rodziny? Nie wiem. Nie pytałam. Wiem, że miała za sobą pobyt w sierocińcu; wiem, że nigdy nie poznała swojej mamy, która umarła, kiedy babcia i jej siostra bliźniaczka były jeszcze bardzo małe. Babcia była patriotką, pięknie śpiewała i nigdy nie odmówiła pomocy. Wtedy też pojechała z nami. Plan był taki: mama podjeżdżała pod szkołę X, ja siedziałam z malutką w Fiacie 126p, a babcia brała karteczkę i szła zbierać dowody na to, że pracy w Polsce nie ma. A w Jedynce praca była! Babcia uradowana wróciła do malucha:

– Kaśka, wysiadaj! Jest praca!

– Ale ja w leginsach i z Olą… – zajęczałam.

– To nic. Dawaj! Wanda, dyrektorka szkoły, to moja koleżanka. Powiedziałam jej, że jesteś z dzieckiem.

FRAGMENT KSIĄŻKI „Ta, która idzie”

O Autorze

ROZWÓJ OSOBISTY

Coach i mówca motywacyjny. Felietonistka, autorka książki „Ta, która idzie”, współautorka książki "Skazane. Historie prawdziwe". Rozważa relacje międzyludzkie i ich wpływ na osiąganie celów. Kobieta uśmiechnięta i kochająca. Jej pasją jest wspieranie innych, poprzez pracę z nimi na drodze rozwoju osobistego.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany