Mądra kobieta potrafi zmienić. Może miała dobrego wujka, brata? Może też spotkać na swojej drodze kogoś, kto zaspokoi naturalne tęsknoty kobiety. Chociażby poczucie bezpieczeństwa. A mądra i świadoma kobieta potrafi też tak pokierować swoim losem, by tego mężczyznę znaleźć.

Co do mądrości kobiet to często obserwuję to w narzeczeństwie. Dziewczyny często nakłaniają chłopaków do chodzenia do kościoła, do spowiedzi. Wielu młodych mi mówi: wie Ksiądz, ja za pobożny nie byłem, ale robię to dla dziewczyny, kocham ją. Zaciągnęła mnie do spowiedzi, do komunii.

Czyli mężczyzna zmienia się dla kobiety?

Może nie dla kobiety, ale pod wpływem kobiety. Jeżeli on szczerze, autentycznie zbliża się do pewnych wartości, to ten męski kręgosłup mu się tworzy.

Czyli jest szansa?

Oczywiście. I znam wiele małżeństw, gdzie dziewczyna wyciągnęła chłopaka z ateizmu. Doprowadziła do chrztu, do pierwszej Komunii, do ślubu. I on nie robił tego tylko dla „świętego spokoju”.

Niesamowite.

To właśnie mądrość kobiety, czasami mówię dyplomacja. Podam konkretny przykład. Mój tata czasami przekraczał prędkość. Jak mama mu ciągle zwracała uwagę, to tata denerwował się. I mama potem już nie mówiła, że za szybko jedzie, nie krzyczała. Używała kobiecej dyplomacji.

– Ojej Marianku, zagapiłam się, nie zauważyłam tego znaku. Ile tam było napisane?

– 70…. Już zwalniam…

Niby to samo.

Ktoś kiedyś powiedział: Dla mnie kobieta to jest największy skarb, to jest królowa, to jest dama, którą ja muszę otaczać opieką, dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Gdyby mnie kobieta poprosiła, żeby ją gdzieś podwiózł, to zawiozę ją i na koniec świata, tylko żeby mi się nie wtrącała jak prowadzę samochód.

Mama, właśnie niech ksiądz powie więcej o mamie.

Dobrze. Powiem ważną rzecz. Mama pracowała chałupniczo w domu. W czasie, gdy tata był jeszcze w pracy, my wracaliśmy ze szkoły, dostawaliśmy głupawki i rozrabialiśmy. Mama krzyczała, Uspokójcie się! Czasem dała klapsa. Nic nie pomagało. Wie Pani co dopiero pomagało? Jak mama miała łzy w oczach i mówiła: Uspokójcie się, bo ja wyjdę w świat i nie wrócę. Ona sama się tego bała, sama w to nie wierzyła, ale to nas doprowadzało do porządku. Nagle uświadamialiśmy sobie, że jak ona odejdzie to nic nie będzie, bo dom bez mamy, to nie dom.

Mama już nie żyje.

18 lat nie żyje.

Tęskni ksiądz za nią?

Tęsknię i powiem szczerze, że była dla mnie, jako księdza, najlepszą wychowawczynią. Ja nie miałem takiego respektu przed prefektem, jak przed mamą. Miała jasne zasady i była tak zatroskana o wychowanie, o to byśmy mieli Boga w sercu… Pamiętam taką poruszającą historię. Kiedy miałem 13 lat, ubłagałem starszego brata, by pozwolił mi pojeździć na swoim motorowerze. Rodzice oczywiście nie pozwalali, ale nie było ich wtedy i  ja sobie jeździłem po osiedlu. Nagle zza rogu wyjechał ciężarowy samochód. Oślepił mnie tak, że pomyślałem, że stracę życie. Po 2 latach, w przypływie szczerości, opowiedziałem to mamie. Robiła wtedy obiad. Byłem przekonany, że zareaguje w klasyczny sposób: Siedzieć w domu! Sprzedać ten motorower, bo będzie nieszczęście! A ona spojrzała mi w oczy i powiedziała: Synu, czy wtedy, gdy myślałeś, że ten samochód Cię zabije, czy ty żałowałeś za grzechy? Nie przyszło mi to do głowy. Mama powiedziała: Synu, pamiętaj, jeśli jeszcze kiedyś będziesz myślał, że to Twoja ostatnia chwila, a będziesz miał świadomość, to wzbudź akt żalu, Pan Bóg Ci przebaczy, pójdziesz do nieba.

Ja słyszałem to wiele razy na katechezie. Jednym uchem wpadało, drugim wypadało. Dopiero, gdy matka powiedziała to językiem miłości, wtedy zapamiętałem to po dziś dzień i pewnie do końca moich dni będę pamiętał. Mama umiała też zwrócić uwagę, gdy popełniałem gafy na początku kapłaństwa.

Mama byłą dumna z tego, że ksiądz poszedł w tę stronę?

Mocno przestraszona. Dziwna sprawa. To jest tajemnica, która przestała być tajemnicą po moich święceniach. Było nas czworo w domu, a mama tylko mnie naciskała, bym modlił się o dobre rozeznanie powołania. I ona też się za mnie modliła. Za pozostałych też, ale mnie szczególnie powtarzała, bym modlił się o właściwe rozeznanie, kim będę w życiu. Nie mówiła, że mam być księdzem. Dopiero po święceniach powiedziała, dlaczego tak na mnie naciskała. Kobieca intuicja. Kiedy mama była pierwszy raz na Jasnej Górze, na pielgrzymce autokarowej, była świadkiem jak odsłaniają obraz Matki Bożej przy grających fanfarach, o mało wtedy nie zemdlała z wrażenia. To była jesień 1958 roku. Wróciła z pielgrzymki i niebawem okazało się, że nosi mnie pod sercem. Zaczęła kojarzyć: Jasna Góra, po raz pierwszy, może Matka Boża… To jest nie do wytłumaczenia. Ale nie mówiła mi tego, by mnie nie obciążać takim „obowiązkiem”. Gdy byłem w seminarium bardzo się za mnie modliła. Myślała, że jak dojdę do święceń, to odetchnie z ulgą. Ale dopiero w dniu święceń się przestraszyła. Bardzo przeżywała jakim będę księdzem. Zawsze była pokorna, ale wtedy jeszcze bardziej poszła w pokorę. Nie chciała, by ktoś mówił, że Pani Kowalska zważniała, bo ma syna księdza. Po latach doszło do tego, że mając już słaby wzrok, wszystkim mówiła „dzień dobry”. Znała czy nie znała. Wszystkim, żeby nikt nie pomyślał, że jest zarozumiała. Moje kapłaństwo było dla niej radością, ale czuła też ogromną odpowiedzialność.

Cudowny obraz matki. Czy pamięta ksiądz coś jeszcze o mamie?

Pamiętam jak mama nauczyła tatę modlitwy. Mama była bardzo religijna. Tata był religijny po męsku: niedzielna msza święta, pierwsze piątki miesiąca, codzienna modlitwa. Mama była bardzo uduchowiona. Chciała choć trochę wprowadzić tatę w głębszy świat modlitwy. Gdyby posadziła tatę i powiedziała: Siadaj! Nie będziesz teraz oglądał meczu, tylko nauczę Cię różańca – to przegrane, „strzał w kolano”. Mama robiła coś innego. Wieczorem, kiedy wiedziała, że nie ma żadnego meczu, mówiła:

Marianku, tak bym wyszła na spacer nad Wisłę… ale sama się trochę boję. Z Tobą jest tak bezpiecznie. Nie poszedłbyś? Pół godzinki się przejdziemy.

– Nie, no…Dlaczego, nie? Dzieciaki dawajcie mi tu buty!

I na tym spacerze… mama zaczynała:

– No to tak będziemy chodzić bez sensu…? To wiesz co? Jedną dziesiątkę różańca sobie szeptem odmówimy…

I oni sobie tak szeptali chodząc. To był testament mamy. Tata nie przeżył dnia bez chociażby jednej Tajemnicy Różańca, do końca swych dni, dopóki był świadomy. Potrafił nas zostawić przy stole, gdy były jakieś imieniny, mówił: Ja sobie na chwilkę wyjdę. Mam zaległości wobec Pana Boga i Zosi.

I to było piękne. To właśnie przykład jak mądrze trafiać w serce mężczyzny.

Co jeszcze warto robić? Jak działać?

Mama potrafiła pochwalić tatę, ale on za to potrafił jej robić niespodzianki. Kupował jej bluzeczki, ale jak to facet nie znał się na damskiej modzie. Na naszej ulicy był sklep z damską odzieżą, ekspedientka znała mamę i zawsze mu doradzała. Gdy kupił jej tę bluzeczkę, jego argument był zawsze taki: Babki brały to i ja wziąłem dla Ciebie.

To wzruszające.

Oczywiście nie było to małżeństwo z kosmosu. Mama miała nas pięciu. Czterech synów i tata piąty.

Co robić, by jednak było dobrze? Jak najlepiej.

1 2 3 4

O Autorze

Piszę. Piszę, gdy siedzę sama w domu. Piszę, gdy mi się nudzi i wtedy, gdy nie. Piszę, gdy czekam na tramwaj i gdy uda mi się w nim usiąść. Panna, bezdzietna. Zainteresowania: podróże, których nie odbyłam z braku odwagi; sztuka, której coraz mniej; fałszywe antyki na Kole.

2 komentarze

  1. Kate

    Bardzo fajny artykuł. Pokazuje jaka jest rola kobiety jaka mężczyzny. W tym zwariowanym, czasami mam wrażenie wywroconym do góry nogami swiecie potrzebne sa wartosci.

    Odpowiedz
  2. Aleksandra

    Doskonały wywiad. Bardzo dużo wyciągnęłam z niego wiedzy dla siebie. Pytania trafione w punkt, bardzo kobiece.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany