Jakub (l. 47), ekonomista transportu z zamiłowania i wykształcenia, zawodowo menadżer informatyki. Entuzjasta sztuk pięknych, kina i fotografii, przyrody i zielonych przestrzeni miejskich. Często łączy pasje z pracą.

– Nim zaczniemy tę rozmowę, pokażę Ci moją mamę. Jak wyglądała moja mama…

fot. Archiwum prywatne Jakuba

– To jest Twoja mama?

– Tak.

– Piękna kobieta.

– Była tak piękna jak najpiękniejsze aktorki filmowe swoich czasów. A to moja mama i mój tata na wystawie kopertografiki – specyficznej sztuki zaprezentowanej tam przez mojego tatę w warszawskim salonie debiutów.

– A co to takiego kopertografika?

– Ha! Grafika na kopertach. Związana jest z czymś, co obecnie odchodzi już do lamusa, jak listy, które jeszcze wtedy i przez całe wieki, ludzie do siebie pisali. Wśród różnych cudów, które znajduję w domu po zmarłym ojcu, w końcu znalazłem zdjęcia mamy. Moje życie zaczęło się od wielkiej, rodzinnej tragedii, jaką była jej śmierć wkrótce po moich narodzinach. Tak naprawdę nie miałem możliwości jej poznać. Ona mogła się mną nacieszyć przez… zaledwie trzy tygodnie.

– Co się stało, że tak wcześnie straciłeś mamę?

– Prawdopodobnie doszło do zakażenia…

– Okołoporodowe komplikacje?

– Tak. Tego typu przyczyna.

– Ile mama miała lat, kiedy zmarła?

– Trzydzieści. Wychowywali mnie dziadkowie – rodzice taty, który we wczesnych latach mojego dzieciństwa miał najbardziej płodny okres jako reżyser filmowy. Pracował w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie. Wtedy wraz ze swoim współpracownikiem (tworzył duet reżyserski z Józefem Gębskim) tworzyli bardzo dużo filmów i odnosili największe sukcesy. Tata praktycznie tylko raz na tydzień lub raz na miesiąc pojawiał się w domu. Poza tym cały czas wysyłał mi kartki pocztowe i listy, które dziadkowie mi czytali.

Czy możemy jeszcze przez chwilę porozmawiać o Twojej mamie?

– Spróbujmy.

– Po pierwsze widziałam, że byłeś bardzo poruszony, gdy tylko zacząłeś o niej mówić… Ja też się wzruszam. W trakcie naszych rozmów tak jest, że i ja i moi rozmówcy często płaczemy, bo dotykamy tych… najdelikatniejszych strun.

– Ja nie płaczę, ale to wzruszenie mimo lat pozostaje. Nie ma cudów. To, czego się nie miało, ceni się najbardziej…

– A Ty, czego nie miałeś z powodu wczesnego odejścia mamy?

– No właśnie… dobre pytanie. Czego ja nie miałem? Chyba na pewnym etapie mojego życia zabrakło mi kobiecego ciepła, które daje taka kochana osoba. To jest coś, czego mężczyzna nie potrafi dać. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej…

– Tak…

– To jest wycieczka do bardzo wczesnego okresu, z którego ja prawie nic nie pamiętam, poza jakimiś paroma wspomnieniami.

– Powiedziałeś, że mama była bardzo piękną kobietą. Jesteś do niej podobny. Masz jej oczy, jej uśmiech… jej twarz…

– Włosów nie mam (śmiech). Ale miałem!

– Powiedziałeś, że z powodu nieobecność mamy zabrakło Ci kobiecego ciepła, którego mężczyzna dać nie potrafi. A babcia? Ona Cię wychowywała.

– Babcia tak, oczywiście. W jakimś tam stopniu była kobietą bardzo bliską, ale przytulanie babci, to z pewnością nie to samo co przytulanie mamy…

– Z pewnością… Poza tymi trzema tygodniami…

– To jest jakiś moment, którego nie pamiętam.

– Zapewne Twoje ciało to pamięta. W sumie przez 9 miesięcy i trzy tygodnie miałeś mamę.

– Tak by wypadało.

– Pamiętasz, w którym momencie uświadomiłeś sobie, że nie ma mamy?

– Od zawsze jej nie było… Odkąd pamiętam. W dzieciństwie miało to na mnie niedobry wpływ. Nieraz doświadczałem swego rodzaju rozczulania się nade mną, że jestem sierotka, taka biedna…

– Inni rozczulali się nad Tobą?

– Tak. To rozczulanie się starszych ludzi zmiękcza młodego człowieka. I ja byłem takim rozmiękczonym chłopcem, rozpieszczonym jako jedynak. Widzisz… taty też nie było w moim dzieciństwie. Pojawiał się na chwilę i znikał na długo. Był na dystans. Pracował i mieszkał w Warszawie. Starał się bywać dłużej w domu, gdy realizował filmy i widowiska na Górnym Śląsku, w katowickim ośrodku telewizyjnym.

Z lat szkolnych pamiętam go jako osobę raczej surową w stosunku do mnie. Tata bardzo chciał zapewnić mi „normalną” rodzinę i ożenił się po raz drugi. Zapewne działo się to po to, żeby zrobić ze mnie mężczyznę, a nie rozpieszczonego przez dziadków dzieciaka.

– A kiedy pojawiał się tata, to chciał Cię utwardzać.

– Próbował, ale bywał w tym niezręczny. Sprawy osobiste tłumił w sobie, więcej okazywał czynami niż słowami. To drugie małżeństwo nie przetrwało próby czasu i trudów stanu wojennego, z powodu którego tata wyjechał za granicę i tam ciężko zachorował. Gdy po długiej nieobecności powrócił, był cieniem dawnego siebie, a ja musiałem bardzo szybko się usamodzielnić i pomagać ojcu w pracy. Pewne urazy z tych ciężkich czasów na długo we mnie pozostały. Zajęło mi wiele lat bym w dorosłym życiu razem z tatą je sobie wyjaśnił.

– A czego potrzebował kilkuletni Kuba, którego mama nie żyje, a który wychowuje się z babcią i dziadkiem? Czego wtedy potrzebował od ojca?

– Trudno mi powiedzieć czego potrzebowałem. Teraz, cofając się pamięcią wstecz, całkowicie akceptuję to, że w ten sposób potoczyło się moje życie.

– Jako chłopiec rozmawiałeś z kimś o mamie?

– O mamie rozmawiają ze mną wszyscy do tej pory, również ludzie przypadkowi, ponieważ mama była nauczycielką, polonistką w szkole podstawowej. Wszyscy ją lubili, wielu uczniów bardzo ją pokochało. Po dziś dzień zdarza się, że kiedy przychodzę na cmentarz, nieznane mi osoby – jej uczniowie, przyglądają mi się i dopytują czy jestem jej synem, a potem zaczynają swą anonimową opowieść z moją mamą w roli głównej.

– Lubisz z nimi rozmawiać? To dla Ciebie dobre?

– Tak. To ten moment, kiedy otrzymuję to, czego mi brakowało. Dowiaduję się, jaka była.

– Poznajesz ją dzięki tym ludziom. Kiedy byłeś mały, dziadkowie lub tata, rozmawiali z Tobą o mamie?

– Nie pamiętam. To chyba był w rodzinie temat tabu.

– Czyli nie dość, że nie miałeś mamy, to jeszcze była ona tematem tabu?

– Pewnie tak. Tata, który bardzo kochał mamę, po tej tragedii nie chciał ze mną rozmawiać na jej temat. Nie pokazywał mi jej zdjęć. Znalazłem liczne fotografie, korespondencję, a nawet filmy z moją mamą dopiero parę lat po jego śmierci…

– Gdybyś miał teraz ocenić, z perspektywy 40-kilkuletniego mężczyzny, to jak się zapatrujesz na to tabu? Czy dla małego Kuby byłoby lepiej, gdyby rodzina rozmawiała z nim o mamie?

– Raczej zadaję sobie pytanie, jak ja bym się zachował w sytuacji, w której znalazł się mój ojciec, kiedy miał 33 lata. Stracił żonę wkrótce po urodzeniu tak bardzo wyczekiwanego syna…

fot. Archiwum prywatne Jakuba

– Byłeś wyczekiwany?

– Tak.

– Skąd o tym wiesz?

– Tata mi mówił. Zostawił mi masę swoich słów… zapisanych. W trakcie porządkowania archiwum ciągle trafiam na listy, dedykacje…

– Listy do… i od kogo?

– Trafiam na dedykacje w książkach dla mnie, na korespondencję w listach, na kartkach, zdjęciach, dedykacje moich rodziców, które pisali w podarowanych sobie książkach.

fot. Archiwum prywatne Jakuba

– Co tam jest napisane?

– Piękne słowa, jakie piszą sobie najbliżsi ludzie.

– Zacytujesz jakieś?

– Trudno by było zapamiętać dosłownie, bo czułe słowa rozpoczynają i kończą długie relacje na kartkach pocztowych, listy będące, nieraz dosłownie, esejami…

– W jednej z dedykacji tata Ci powiedział, że byłeś wyczekiwany?

– Nawet powiedział mi to osobiście. Napisał to w dedykacji, w pewnym bedekerze, który mi podarował, gdy sam już miałem małe dziecko.

– Powiedz, co napisał?

– Jest tam dłuższe motto pisane po łacinie i dopisek: „Połowę tej książeczki napisał Twój Ojciec – zgadnij którą – w czasie, gdy byłeś tak bardzo wyczekiwany. Tata”.

– Wielka miłość między rodzicami, wielkie wyczekiwanie ukochanego syna, tragiczna śmierć mamy…

– I wyobraź sobie, że ta śmierć nastąpiła po największym dotychczasowym sukcesie taty.

– Sukcesie? Zawodowym, jak rozumiem.

– Tak. W 1969 roku tata jeszcze nie był samodzielnym reżyserem. Kończąc studia, w duecie reżyserskim z Józefem Gębskim, kręcił film „Testament” na podstawie opowiadania pt. „Pożegnanie z Marią”. Zauważ, moja mama miała na imię Maria. Tworzyli opartą na dokumentach ekranizację książki Tadeusza Borowskiego.

Wykorzystywali dokumentalne materiały filmowe o obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, który nie był jeszcze tym wielkim centrum turystycznym jakim jest dziś. Były tam jeszcze całkiem surowe baraki, miejsca, gdzie mordowano ludzi i gdzie mieszkali zbrodniarze, pomieszczenia z oryginalnymi puszkami gazów trujących… I oni tam pracowali, robiąc znakomity film, który został nagrodzony „srebrnym lajkonikiem” w Krakowie, a potem nagrodą jury w francuskim Tours, na słynnym festiwalu filmów dokumentalnych.

Film jest na tyle wstrząsający i przełomowy, że mówi się o nim na całym świecie. Nagle dwóch młodych reżyserów spoza żelaznej kurtyny, praktycznie jeszcze studentów, trafia na pierwsze strony zachodnioeuropejskich gazet…

– Czy można go gdzieś obejrzeć?

– Filmoteka Narodowa trzyma go w archiwach. Niestety, od dawna nie pojawił się w telewizji, a przecież powinien być emitowany przynajmniej w rocznicę wyzwolenia obozu w Oświęcimiu. Jak w przypadku wszystkich filmów zgromadzonych w Filmotece Narodowej jego pobranie i emisja wiąże się z dużymi opłatami.

Można powiedzieć, że filmy takie jak ten, które powinny być ogólnodostępne jako obowiązkowa lektura licealisty, są zamknięte w czeluściach polskiego narodowego archiwum filmowego jak owi więźniowie obozów koncentracyjnych…

– Czy mama była już z Tobą w ciąży, gdy tata dostał te nagrody?

– Tak, otrzymał krakowskiego „lajkonika” jakiś miesiąc przed moimi narodzinami. A festiwal w Tours to już rok później…

– I… tata, dzięki ekranizacji „Pożegnania z Marią”, osiągnął światowy sukces i pożegnał swoją Marię.

– Tak, życie napisało mu taki scenariusz.

– Widzę Twojego tatę – młodego mężczyznę, który zamyka swoje serce i ucieka w pracę.

– Nie musiał jakoś uciekać, bo tej pracy miał zleconej bardzo wiele. Postanowił wykorzystać swoją życiową szansę mimo osobistego dramatu. Pomimo, że nie mógł mnie widywać tak często, jak chciał.

– Tata tak mówił, czy Ty tak czujesz?

– Wiem, że cały czas moje zdjęcie miał wszędzie ze sobą. Dużo pisał na ten temat i tego nie jest mi łatwo czytać

– Na jaki temat? Na temat straty żony?

– Tak… On się z tym pogodził, ale miał wielki żal, bo los dał wiele, ale potem wiele zabrał.

Pewnie musiał uciec, żeby przetrwać. Jest to jakiś sposób na przeżycie.

– Znalazł dużo pracy i ogromne pokłady weny twórczej. Miał mnóstwo zleceń i realizacji ze względu na swoją niezwykłą wszechstronność i niewyczerpany talent. Wychodząc ze swojej śląskiej kultury w szeroki świat, mógł zrobić bardzo wiele w krótkim czasie. Mimo wszystko dał mi jakąś podstawę.

– Co to znaczy, że dał Ci mimo wszystko podstawę? Z czego jest zbudowana ta podstawa?

– Ze słów, które niosą za sobą ważne przesłania. Słowa rodziców zwykle nam umykają…

– Ważne było, że pisał…?

– Tak. Zapisywał.

– Kiedy byłeś mały też pisał, a dziadkowie czytali.

– Wtedy pisał o tym, co robił gdzieś tam w dalekim świecie. Czasem kartki przychodziły co kilka dni. Zawsze znajdował czas, by znaleźć piękną kartkę, zapisać ją drobnym maczkiem, nakleić znaczek i wysłać.

fot. Archiwum prywatne Jakuba

– Kartki były adresowane do Kubusia?

– Do mnie i do dziadków.

– To, że pisał było ważne?

– Tak, dzięki temu czułem, że przy mnie był. Tak, jakbym miał go na jakimś współczesnym Messengerze…

– Dzięki temu, że pisał, czułeś, że jesteś dla niego ważny?

– Tak. W jakiś sposób cały czas czułem jego obecność.

– W ten sposób budował podstawę, która brzmi: „Jestem ważny dla swojego ojca”?

– Tak, bo to jest najważniejsze.

– Żeby dziecko czuło, że jest ważne?

– Dokładnie tak. Doszliśmy do pięknego punktu w tej rozmowie. Dziecko musi mieć poczucie, że jest ważne. Dziecko czuje to wtedy, gdy się z nim rozmawia, kiedy ma się dla niego czas.

– A nawet jeśli się z nim nie jest, żeby drobnym maczkiem zapisać kartkę i powiedzieć co robiłem, co robiłam…

– Tak, tak, tak.

fot. Archiwum prywatne Jakuba

– Dzięki temu miałeś możliwość uczestniczenia w jego życiu, w podróżach…

– Powiem więcej. Jako dorosły człowiek mam możliwość przeżycia tych podróży bardziej świadomie, niż wtedy, gdy byłem dzieckiem. Mogę nawet odwiedzić te same miejsca razem z zapiskami ojca, które mogą posłużyć mi jako przewodnik.

– Niedawno odnalazłam list mojej mamy, który napisała, gdy byłam na koloniach. Kochana córeczko, tęsknimy… Wspomnienia rozmywają się. Czytając taki list… to jest świadectwo. Faktycznie pisanie ma taką moc. Czasami jesteśmy zamknięci na rozmowę, jak twój ojciec z uwagi na swoje cierpienie. W tamtym momencie tylko tak potrafił funkcjonować, a jednak dawał Ci znać: „Synku, jesteś ważny”. Pisanie to chyba niedoceniany sposób… prawda?

– Niedoceniany tym bardziej, że teraz świat się zmienia…

– Ulotne są treści w wersji elektronicznej…

– Zdjęcia tylko w komputerach… Co z nich zostanie dzisiejszemu dziecku za, powiedzmy, 40 lat?

– Rozumiem, że Ty teraz na nowo odkrywasz miłość swoich rodziców, to skąd się pojawiłeś, że byłeś wyczekiwany, chciany, że byłeś owocem wielkiej miłości. Wiesz to wszystko z tych zapisanych treści. Jeszcze wrócę do wspomnień… Powiedziałeś, że kiedy byłeś chłopcem, to mama była tematem tabu i nikt o tym nie rozmawiał, ale Ty ze swoją córką rozmawiasz o babci?

– Tak.

– Czyli zna swoją babcię?

– Wie o niej, ale tego nie poszukuje. W tym wieku ludzie mają swoje grono rówieśników… Może potem. Ja w jej wieku też jeszcze tego nie szukałem…

– Od dawna poszukujesz swojej historii?

– Ja nie poszukiwałem. Ta historia sama do mnie przyszła, zostałem zmuszony przez życie do uporządkowania rzeczy po śmierci ojca. Musiałem stanąć twarzą w twarz z jego dorobkiem.

– I z jego historią. To Twoje korzenie.

– No właśnie, czym się różni człowiek z korzeniami od człowieka bez korzeni? To jest pytanie. Czy jest lepszy, czy gorszy… Trudno powiedzieć.

– Może bez oceny. Co dają korzenie?

– Na pewno dają świadomość tego, że nie jesteśmy tylko przez czas trwania naszego życia jakąś jednostką, ale że przed nami były te osoby, dzięki którym się ukształtowaliśmy. Widzimy linie rodowe, znamy swoją historię, wiemy skąd pochodzimy…

– Co daje to Tobie?

– Szacunek dla tych, którzy byli przede mną. Fajnie jest wiedzieć, że nie jestem kimś przypadkowym. W danym momencie reprezentuję kawał ludzkiej ewolucji, wiele rodów z przeszłości.

– Jeżeli dobrze zrozumiałam, to od niedawna poznajesz historię rodziców, ich miłości, a także rozpaczy, w jakiej był Twój tata. Myślę sobie, że to jest niezwykle ważne. Dowiedziałeś się w tej całej sytuacji, że jesteś owocem miłości.

– Teraz lepiej czuję, że wartość konkretnego człowieka, ta moja wartość, jest ogromna. Dla większości ludzi dziecko jest jedynym dziełem, które po sobie zostawią.

fot. Myra

– „Miłość nigdy nie ustaje…” Myślę, że miłość Twoich rodziców też nigdy nie ustała, bo jesteś Ty, jest Twoja córka. Ona też zapewne będzie miała dzieci. To jest ważne, gdy dowiadujemy się, że nasi rodzice byli ze sobą szczęśliwi przez dłuższy, krótszy czas, a my jesteśmy owocem ich miłości. Miłość przekazywana w formie życia. Powiedz mi na zakończenie, czy dobrze rozumiem, że jesteś na drodze jeszcze większego umacniania własnej wartości jako człowiek, dzięki poznawaniu historii Marii i Antoniego Halorów?

– Cały czas się staram. Ich brak w moim życiu na pewno zachwiał tym poczuciem wartości. To jest dobre pytanie.

– Które?

– Bo widzisz, ta rozmowa nie jest aranżowana. W żaden sposób się do niej nie przygotowywałem. Ona toczy się na żywo i dochodzimy w niej do ważnych pytań, do których sam bym nie doszedł. Być może ja w przeszłości czułem się niewystarczająco dobry, by mieć mamę, tatę… My ludzie sami podświadomie tworzymy sobie w głowie takie mity i to potem wpływa na nasze relacje z innymi.

– Tak.

– Trzeba cofnąć się w czasie i pozwolić naszym rodzicom na zrobienie tego, co zrobili. Bez oceniania, bo to potem tkwi niczym zadra i powoduje, że sami ze sobą jesteśmy nieszczęśliwi. 

– I zamiast ją wyjąć, sami często dziobiemy się tą zadrą….Kubo, bardzo Ci dziękuję. Ta rozmowa poruszyła różne wątki. Usłyszałam dużo ładnego o relacji dziecko – rodzice i o poczuciu własnej wartości. To jakie ważne pytanie zadamy naszym czytelnikom na koniec?

– Czy czujesz się wartościowy? Jaka jest twoja wartość? Czy w ogóle wiesz, co to wartość?

– Ciebie jako człowieka?

– Ciebie jako człowieka, ale też, co ma wartość dla Ciebie. To jest pytanie najważniejsze. Czy wartość ma dla Ciebie drugi człowiek, którego kochasz, pieniądze czy jakieś bzdury. Cały czas rozmawiamy o wartości.

– Ja bym jeszcze dodała: Gdzie są Twoje zasoby? Gdzie poszukiwać?

Dziękuję Kasiu. Dobrze udało Ci się dotrzeć w zakamarki mojej duszy.

Dziękuję.

Warszawa, 20. 04.2017r.

O Autorze

ROZWÓJ OSOBISTY

Coach i mówca motywacyjny. Felietonistka, autorka książki „Ta, która idzie”, współautorka książki "Skazane. Historie prawdziwe". Rozważa relacje międzyludzkie i ich wpływ na osiąganie celów. Kobieta uśmiechnięta i kochająca. Jej pasją jest wspieranie innych, poprzez pracę z nimi na drodze rozwoju osobistego.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany