J.: A jak na makijaż i loki zareagował Twój facet po powrocie do domu?
K.: Był bardzo zadowolony i chciał już zobaczyć jakieś zdjęcia. Zrobiłyśmy ich pewnie około 400, a teraz trzeba wybrać z pięć, może z dziesięć. Prawie się obraził, że musi jeszcze tyle czekać, ale skoro: Tyle czekałeś, to jak jeszcze z miesiąc poczekasz, to nic się nie stanie. Jednak już nie może się doczekać efektów.
J.: Myślę, że pewnie większość z nas nie może się tego doczekać. Włożyliśmy w to też kawał dobrej roboty!
K.: Sześć godzin. (śmiech) To jest najbardziej męczące. Zaraz po sesji zadzwonił do mnie brat z pytaniem: Jak tam Top Model? Odpowiedziałam: Weeeeeź, nie śmiej się ze mnie. Pytał, czy w rzeczywistości jest tak, jak mówią modelki. Faktycznie tak właśnie jest. Jeżeli mają kilka takich sesji dziennie, to człowiek może czuć się wykończony. Masakra! To przebieranie, ten makijaż… Niby to zwykłe pindrzenie się, ale kurde, siedziałam tam ileś godzin, podczas których niby nic nie robiłam, prócz tego, że musiałam podnieść rękę, pokazać zęby, których pokazać nie potrafiłam. (śmiech) To naprawdę jest męczące. Nie wyobrażam sobie pracować tak na co dzień.
J.: Wolisz pisać niż pozować.
K.: Absolutnie. (śmiech).
fot. Monika Smykowska – Golec
J.: Przygotowania do sesji zdjęciowej odbyły się w Erotic Style na Jana Pawła II w Warszawie, w którym byłaś razem z dziewczynami?
K.: Tak, byłam. Mierzyłyśmy te wszystkie pejcze, kajdanki. Fajnie, naprawdę fajnie. 🙂
P.: A jak Katarzyna Haner odbiera sam sex shop? Do tej pory wielu osobom takie miejsca kojarzyły się z zaciemnionymi sklepami, z kabinami. W latach dziewięćdziesiątych wyglądało to tak, że przed otwarciem sklepu stało tam już pięciu panów w wieku późno-emerytalnym i zaraz po otwarciu wchodzili i zajmowali obskurne kabiny, gdzie oglądali, jak kobieta rozbiera się i wypina. Jak jest teraz?
K.: Kiedy przyjechałam do Warszawy na studia, byłam w takim miejscu, ale nie trafiłam do tego dokładnie sex shopu, w którym byłyśmy razem, tylko do innego. Pamiętam, że w wejściu wisiała jakaś firana, żeby nie było widać, co jest w środku. Na witrynie były jakieś filmy porno, a w środku taka wielka półka z czarnymi wibratorami, rzeczy, które w pierwszej chwili wywołały u mnie śmiech. Zaczęłam tak się śmiać, że musiałam wyjść.
W tym sex shopie, w którym byłam z dziewczynami, jest bardzo elegancko, a obsługa naprawdę sympatyczna. Wszystko nam wyjaśniono i powiedziano do czego służą poszczególne gadżety. Mężczyzna, z którym rozmawiałyśmy, nie krępował się. Wydaję mi się, że chyba też był zadowolony z tego, że my również zachowujemy się tak swobodnie. Zapewne wielu ludzi wchodząc do sex shopu myśli, że ktoś ich ocenia, tak się troszkę zakradają. A tam pełen luz. Naprawdę fajnie.
J.: Czyli poleciłabyś to miejsce?
K.: Tak, zdecydowanie. Chcę sobie tam kupić jedną maskę i ten gorset, w którym byłam.
No no, książki nie czytałem ale przystojna babka z Tej pani Kaśki
Cudowne!!! Piękna pisarka, super wywiad, zdjęcia mega. Znam książki i polecam Ci Kosinus!!!
Wspaniała kobieta, wspaniały wywiad, wspaniała sesja! Trzy razy na tak! Brawo!
Żenuje mnie poziom twórczości pani Katarzyny. To proza niskich lotów dla kur domowych. Kobieta nudziła się w pracy i „zaczęła czytać” (wiem, wiem, lepiej późno niż wcale, jak w szkole się nie czytało, to chociaż w pracy). Przeczytała Greja, przeczytała Crossa i nagle uznała, że wie o pisaniu tyle, żeby napisać swoją książkę. W szkole nie lubiła polskiego i przyznaje, że się do niego nie przykładała. Książek nie czytała. To ja się pytam, na jakiej podstawie ta kobieta mogła napisać coś dobrego? Pierwsza zasada szkół pisarskich mówi o tym, że aby pisać, trzeba najpierw czytać. Aby napisać jedno słowo, trzeba przeczytać tysiąc. Nic dziwnego, że to zostało wydane ze współfinansowaniem, bo nikt by nie przyjął „dzieła” napisanego na poziomie blogów prowadzonych przez 13-latki (chociaż Grej nie jest napisany lepiej – co świadczy jedynie o osobach, które się nim zachwycają). To przykre, że erotykę piszą głównie osoby, które nie mają nawet podstawowej wiedzy na temat pisania. O autorce świadczą jej własne słowa w tym wywiadzie – potwierdza, że nie ma umiejętności. Redaktor subtelnie próbuje jej zasugerować, że jej bohaterki są nijakie, bezbarwne, jednakowe – wszystkie uległe i nudne do oporu, ale ona zdaje się nawet nie zauważyć, że to coś złego. Bohater powinien być aktywny. Bierne postacie są najgorszymi z możliwych. Kobiety, które tworzy pani Katarzyna są niezrównoważone emocjonalnie i mają inteligencję na poziomie gimnazjalisty. Nie takich kobiet nam trzeba w literaturze. Inna sprawa to fakt, że w każdej kolejnej książce możemy spodziewać się tego samego – miłości głównych bohaterów opartej na pierwszym zauroczeniu (po co komu coś głębszego?) silnego faceta do słabej, biernej kobiety. Każdego z bohaterów da się opisać jednym słowem, bo nie mają charakterów. Każdy jest taki sam – on ma siłę i „trudne doświadczenia”, a ona jest piękna i chce mu pomóc. Wątki poboczne nie istnieją. Bohaterowie poboczni nie istnieją – są tylko marionetkami w służbie głównej linii fabularnej. To jest kwintesencja złej książki.
Każdy czyta co lubi, po co oceniać ? 😉
Po to samo, po co wydawać. Każdy autor może pisać po swojemu, a każdy czytelnik może mieć swoje zdanie na temat tego, co tenże autor, wydając, poddał pod publiczną ocenę. To, czym inni się zachwycają, reszta może uznać za zwykły gniot. Osobiście w pełni zgadzam się z każdym zdaniem Adeli.
Pisać może każdy, jednak nie każdy potrafi.