Patrzę w oczy mojego męża i widzę chłopaka, którego poznałam dawno temu. Wysoki i bardzo szczupły. Nie miał ani grama tłuszczu, ani zarysu mięśnia.
Tak, czasem, gdy prawdziwie na mnie patrzy, gdy skupia wzrok na moich oczach, wtedy przez chwilę widzę tego chłopaka, o którym zapomniałam.
Jest w tym jakaś dziecinność, lekkość znana tylko naiwnym. To spojrzenie kończy się przeważnie wspaniałym seksem. Zawsze potem się śmiejemy.
– Zwierza się Ania, żona od 37 lat.
A ja zastanawiam się, czy ta 60-letnia kobieta ma w sobie więcej namiętności niż ja, 30-latka z 4-letnim stażem małżeństwa.
– Pani Aniu, mi się zdaje, że między nami to już wygasa…
– A ile z nim jesteś?
– 4 lata po ślubie, przed ślubem byliśmy 2 lata razem.
Mam dziwne uczucie, że to ona zaczyna wywiadować mnie.
– Zawsze, pamiętaj, zawsze przychodzą dni, gdy zdaje się, że wygasa, że ten facet to w ogóle jakaś pomyłka, że to krótka znajomość, która nie wiedzieć czemu – przerodziła się w stały związek. Ale z jakiegoś powodu się przerodziła… Prawda? Ty tego nie widzisz, nie masz dystansu. Ale gdy za parę lat spojrzysz wstecz, zobaczysz jak to wszystko logicznie się poskładało, że jesteście razem.
– Myślę, że może czeka mnie jeszcze gdzieś, z kimś większa namiętność.
– Tak może być.
– Ojej…
– Ale powiem Ci jeszcze jedno: Przed moim mężem miałam, jak na dzisiejsze czasy TYLKO, jak na tamte czasy AŻ, 3 chłopaków. Pierwszy to błahostka, nie ma o czym mówić. Przeszliśmy tylko do całowania. Na szczęście! Bo tak mnie ślinił, że miałam mokrą całą twarz.
Nie mogę powstrzymać śmiechu.
– Śmiejesz się moje dziecko, to znaczy, że nie doświadczyłaś tego. Coś obrzydliwego. I te mlaski. Myślałam, że tak musi być i byłam przerażona! Miałam 16 lat, a w głowie siano!
– Ale…
– Ale na szczęście zjawił się drugi chłopak. Miał 18 lat. Poznaliśmy się na imieninach jego siostry. Nie wiedziałam, że Alicja ma tak przystojnego brata. Gapiłam się na niego jak głupia, a gdy odezwał się do mnie, nie potrafiłam odpowiedzieć. Ściskało mnie w środku, a tu – pokazuje na podbrzusze – aż mnie skręcało, ręce mi się pociły, chciało mi się nawet wymiotować! Czysto chemiczne reakcje.
– I co?!
– Jak to co?! Zaczęłam omijać ten dom szerokim łukiem. Bałam się własnych reakcji. A on był tak nieziemsko przystojny, kochanie. Wysoki, ciemny, oczy jak węgle. I jak się okazało, ja też mu wpadłam w oko. Zaczął wychodzić z tą swoją młodszą siostrą do znajomych, licząc, że mnie spotka. I spotykał. I tak od słowa do słowa, od uśmiechu do uśmiechu, przepadliśmy…
– Czy to znaczy, że…
– Tak. To było z nim. Taka namiętność zdarza się rzadko… Zwłaszcza jego zapach mnie pociągał. To było oszałamiające.
– Ale rozumiem, że to nie Pani mąż…?
– Nie.
– Dlaczego? Miłość jak z filmu, a nie jesteście razem?
– Właśnie dlatego. Tak płomienna miłość u tak młodych osób… To ciężko poprowadzić. Myślę, że niezależnie od wieku, ciężko nad tym zapanować. I z reguły się nie udaje. On stał się zaborczy. Na początku to było wspaniałe, tylko podsycało mnie, że taki chłopak jest o mnie szaleńczo zazdrosny. Niestety przeradzało się to w chorobliwą zazdrość, co nie jest dobre… A mnie to zaczęło wystraszać, a w końcu nudzić.
– I co?
– Odeszłam w ramiona trzeciego. Deska ratunku. Dryfowałam tak 2 miesiące. Potem odeszłam. Wreszcie do siebie.
– Musiała Pani pobyć ze sobą.
– Tak. Teraz się o tym dużo mówi, wtedy patrzyli na mnie jak na głupią. Dobrze zrobiłam.
– No ale gdzie historia z mężem?
– A masz jeszcze siłę słuchać?
– Po to przyszłam.
– A powiedz mi, kogo to interesuje dzisiaj… Opowieści jakiejś anonimowej kobiety, która myśli, że coś przeżyła, że coś wie…
– Mnie interesują i myślę, że wiele osób chętnie to przeczyta, Pani Aniu.
– Dobra, połechtałaś moje ego. Zalej kawę i dokończę.
Przyniosłam nam dwie sypane.
– To było tak… Zatrudniłam się w knajpie. Tu, w Warszawie. Jako kelnerka. On był kucharzem. Na początku nie było żadnego strzału amora, żadnego wybuchu uczuć. Oczywiście, widziałam, że jest przystojny ale niewiele mnie to wtedy obchodziło. On jeździł do pracy rowerem. Mieszkał na Woli. Widziałam, że zerka na mnie często ale cóż, nie on jeden. Pewnej soboty, po zamknięciu lunął deszcz, a mi odjechał ostatni nocny autobus. Zaproponował, że mnie podwiezie.
– Na rowerze?
– Tak, a co gorsza na ramie, bo nie miał siodełka! Wyobrażasz to sobie?
– Tak!
– No ja tego nie mogłam sobie wyobrazić, ale namówił mnie. Wgramoliłam się jakoś, a trzeba przyznać, że miałam trochę ciała… Moje udo było jak dwa Twoje!
Odwiózł mnie pod dom i wtedy coś mnie tknęło. Pytam go: Zaraz, zaraz… A skąd Ty wiedziałeś gdzie ja mieszkam? Wiesz, podałam mu ulicę, ale nie mówiłam, który blok, która klatka… A on mi na to: Prawda jest taka Aniu, że ja tu często jeżdżę w niedziele, żeby Cię zobaczyć choć przez chwilę i widziałem, z której klatki wychodzisz.
– Nie wystraszyła się Pani?
– Wiesz co… Nie tylko się nie wystraszyłam, ale rzuciłam się mu na szyję i zaczęłam całować. Nagle przez moje ciało przeszedł prąd. Te słowa wywołały u mnie pożądanie ale inne niż znałam. Nie cielesne, duchowe… I tak do dziś z nim jestem. Z tym chudym chłopakiem. Dużo żartował, zabierał do restauracji, rozśmieszał mnie. Nadal to robi, tylko z biegiem lat… wiesz to wszystko się tak zaciera, ale gdy spojrzysz tak prawdziwie w oczy tego mężczyzny, z którym przysięgaliście miłość i gdy on spojrzy tak naprawdę, to zobaczycie w sobie tamte niewinne dzieciaki, które uczyły się kochać.
Właśnie czasem widzę tego chłopaka, który wiózł mnie w deszczu na ramie, tego który dostał czkawki, gdy przedstawiłam go rodzicom i tego, który całował moje łydki, bo twierdził, że piękniejszych nie ma na świecie.
– Naprawdę tak robił?
– Powiem Ci, że czasem tak jeszcze robi. A ja wtedy czuję jakbym miała 20 lat…
Zostaw odpowiedź