CIESZĘ SIĘ!!!!

 

Jak się cieszę! Jak się cieszę!

No tak, bardzo lubię się cieszyć (a kto nie lubi? No to już, cieszmy się!) i zazwyczaj cieszę się z byle czego. Już od rana, w momencie budzenia się, zaczynam się cieszyć! Przecieram oczka, przeciągam się (podobno trzeba się przeciągać, polecam, popatrzcie tylko na koty, jak rozkosznie się przeciągają a są to przecież najzwinniejsze, najzgrabniejsze zwierzęta!), jeszcze trochę jakby wewnętrznie podsypiam… no, ale w końcu wstaję wciąż się ciesząc.

Człapię do łazienki, nakładam sobie pastę na szczoteczkę do zębów i wreszcie wzrok mój pada na własne odbicie w lusterku, przytomnieję … i… sama sobie zadaję pytanie:

a z czego ja, głupia, tak się bardzo cieszę???

Nie wiem, zapomniałam albo nigdy nie wiedziałam, może i nie mam jakiegoś specjalnego powodu, no ale… skoro tak się ucieszyłam od świtu, idę już tym torem i nadal się bardzo cieszę.  Nie wiadomo może dlaczego, ale…wiadomo po co, żeby życie było weselsze!!!

Aktualnie cieszę się, że czas upływa. Znaczy, że mam coraz więcej lat. No nie, nie powiem, że się cieszę, że się starzeję, bo to jakoś brzmi tak pejoratywnie. Ale pomyślcie sami: w dzieciństwie trzeba było wstawać z budzikiem, długie lata spieszyć się do szkoły, potem na jakieś wykłady, wreszcie do pracy. Stale stawało przede mną widmo spóźnienia się, byłam w ciągłej trwodze, że nie zdążę, że coś zawalę, że ktoś – nauczyciel, wykładowca, profesor czy szef – będzie miał do mnie jakieś, w dodatku uzasadnione, pretensje.

Potem – życie dorosłe. Wstawanie nie tylko do pracy, ale do kolejnych moich niemowląt, a to trzeba dać mleczka, a to pocieszyć, gdy coś nieprzyjemnego się przyśniło, a to budzić na siłę do przedszkola czy do szkoły.

Teraz – mogę spać, ile wlezie, nikt nie będzie burczał, jeśli wstanę o jedenastej, a nie o siódmej. Dzieci są już chyba starsze ode mnie, szefa nie ma, bo… na szczęście … przeszłam na emeryturę, mój czas jest moim czasem!

Żyć, nie umierać!

Jak miałam skończyć sześćdziesiąt lat, prowadzący audycję telewizyjną o starzeniu się prezenter francuskiej telewizji spytał mnie, zatroskany, czy się nie martwię, że przekroczę kolejną granicę dziesiątki wieku.

Ależ skąd! Po sześćdziesiątce jest się zwolnionym z obowiązku płacenia podatku mieszkalnego i w dodatku telewizję ogląda się za darmo, bez uiszczania żadnych opłat! Już nie mogę się doczekać! – wykrzyknęłam.

Po siedemdziesiątce można jeździć tramwajami za frajer. Hulaj, dusza!!!

Czekam, co mnie miłego czeka po ukończeniu osiemdziesiątego roku życia, bo właśnie ten szczęśliwy moment mi się zbliża. jeszcze tylko parę miesięcy i … buch!

Ciekawe, jaki nowy powód do radości los mi przyniesie z tymi moimi urodzinami.

Będę miała dwadzieścia lat!!!!

No to co, że cztery razy? Jeszcze lepiej!

Cieszę się!

 

Pisała dla Was: Krystyna Mazurówna

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany