ODNALEZIENI

Nie rozumiało co się dzieje.

Od wielu dni nie wracał do chaty, a przecież nie rozstawali się ani na chwilę.

Gdy Go widziało ostatni raz, Ich oczy śmiały się do Siebie a serca biły tym samym rytmem. Byli nierozłączni co stanowiło dopełnienie Ich jestestwa.

 

Powoli opadało z sił, oczy niegdyś jasne i świetliste z każdym dniem jego nieobecności gasły i szarzały. Nie pamiętało już co to radość, a przecież jeszcze jakiś czas temu śpiew sławiący życie nie schodził z ust a perlisty śmiech wypełniał wnętrze domu odbijając się echem po całej okolicy.

Życie zaczęło wycofywać się z krainy, która do niedawna tętniła obfitością.

 

Dziecko biegało od okna do okna, od okna do drzwi, od drzwi do okna, wszystko na próżno – nie wracał.

Niewyobrażalna tęsknota zalewała serce, które z każdym uderzeniem biło coraz słabiej, ciszej i ciszej…

W pewnym momencie, wśród łez i żalu pojawił się gniew, gniew kazał malutkiej istocie wyjść z domu i powyrywać wszystkie kwiaty z ogrodu, zniszczyć warzywa i podpalić las. To nie było już to samo dziecko, podrapane, chore i zabiedzone, tułało się niczym porzucone szczenię, ujadające i skomlące – zdziczałe.

Brudne i upokorzone siedziało na zgliszczach tego, co On nazywał Ich domem… Pozbawione nadziei wróciło do rozpadającej się chaty i wydało z Siebie przeraźliwy skowyt, skowyt tak przenikliwy, że serce dziecka zamarło ze strachu.

To był nasz Dom…

Dom? To nie był już dom, to co było domem w którym gościła miłość wypełnił się smrodem i brudem.

 

Po wielu latach jego nieobecności zapomniało kim było, z pięknego świetlistego dziecka pozostało tylko wspomnienie. Nie poznawało się w lustrze, nie wiedziało kim jest, opadało w bezsilności…
Czas umrzeć, pomyślało padając w brudny kąt, tego co kiedyś było radością i szczęściem,  ostatkiem sił serce znalazło w sobie moc by zabić jeszcze raz mocno.

Rytm ostatniego uderzenia serca dziecka przebiegł po całej krainie i dotarł do tego, który w swoim zagubieniu szukał dopełnienia.

 

Coś ciepłego dotykało jego skóry, nie wiedziało gdzie jest, kim jest – nie rozpoznawało niczego a jednak poczuło coś znajomego.

Coś znajomego jakby wspomnienie wczorajszego zachodu słońca czule otulającego do snu.

JESTEM. Usłyszało jakby z daleka.

JUŻ JESTEM słowa zabrzmiały wyraźniej.

Otworzyło oczy i zobaczyło Jego, tego który wrócił, po wielu latach tułaczki, po zagubieniu.

Popatrzyło na niego a serce wyrwało się miłością, do Niego, który płakał pochylony, głaszczący czule, powtarzający JUŻ JESTEM – MOJE SERCE NALEŻY DO CIEBIE.

 

Siedzieli na werandzie, było ciepło i przyjemnie, powietrze falowało nadchodzącym wieczorem.
Ono i On – Odnalezieni.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany