Pamiętam, że nim Cię poznałam, prawie nigdy nie płakałam.

Na filmach, pogrzebach, ślubach.

Nie.

Aż przyszedł mroźny dzień grudnia…

Spytałeś czy napiję się herbaty.

Zazwyczaj olewam ten trunek i tego typu propozycje.

Ale…

Ani byłeś ładny, ani miły. Trochę obojętny i bez emocji.

Więc się zgodziłam.

Wyszliśmy razem. Do Ciebie.

Tej nocy długo płakałam.

I tak przez rok. Uwalniałam się co wieczór w Twoich ramionach.

Zabierałeś łzy cierpienia, samotności i lęku.

Zostałam z Tobą, by móc wypłakać to, co dostałam.

Wszystko przyjąłeś.

I mnie jaką jestem.

A teraz odszedłeś. Z życia mojego i swojego.

Nie ma Ciebie.

Twoje kapcie stoją, jak stały. W przedpokoju przy białej szafce. Jeden przy drugim, równo. Tak jak lubisz. Czekają, aż wrócisz.

W lodówce mleko 3,2% żebyś miał do kawy. Chyba już skwaśniało.

Przepraszam, że Cię nie doceniałam.

Twój kubek uszczerbił się ostatnio. Chciałam dopić herbatę. Wypadł mi z rąk.

Śpię w tej szarej koszulce. Trochę czuć jeszcze zapach Twojej skóry. Trochę za mało, trochę tylko w wyobraźni.

Przepraszam Cię.

Kurz na naszym zdjęciu, parapecie, stole.

Przepraszam.

O Autorze

Piszę. Piszę, gdy siedzę sama w domu. Piszę, gdy mi się nudzi i wtedy, gdy nie. Piszę, gdy czekam na tramwaj i gdy uda mi się w nim usiąść. Panna, bezdzietna. Zainteresowania: podróże, których nie odbyłam z braku odwagi; sztuka, której coraz mniej; fałszywe antyki na Kole.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany