M: Może dlatego, że jest to przytomniejszy człowiek, że potrzebuje więcej ciepła.
KB: Chuligan potrzebuje więcej ciepła?
M: Jasne, bo każdy chuligan ma dom, a w tym domu chce być normalny. I nie zgodzę się, że on bardziej kocha, bo można mnożyć gatunki chuliganów. I zapewniam panią, że jest większość takich, którzy wykorzystują kobiety, poniewierają, terroryzują. To nie jest dobre życie z takim facetem. Jednak są też tacy jak ja, którzy robią źle, ale dom to jest ich azyl i o niego dbają. Wie Pani, czym jest esencja życia w ogóle?
KB: ?
M: No dawanie! Bo trzeba zadać pytanie, z czego człowiek czerpie satysfakcję…
KB: Z czego Panie Jarku?
M: Wbrew pozorom nie ze stanu posiadania. Jak już jest ten stan posiadania, to z możliwości przekazania czegoś bliskim, z możliwości opieki nad kimś. To jest prawdziwa satysfakcja. Prawdziwe szczęście jest wówczas, kiedy wstaje się rano, tak jak ja, by przynieść żonie świeżą bułkę na śniadanie, zrobić kawę. Poprzedniej żonie też robiłem herbatkę, latałem z rana po drożdżóweczki. Cieplutkie zawsze miała. No, ale jak usłyszałem któregoś razu, że za wcześnie ją budzę i żebym się odpierdolił, to przestałem latać.
KB: To daje szczęście osobiste?
M: Opieka nad osobą, którą się kocha. Chyba to jest największa satysfakcja, największe szczęście. Dla prawdziwego, normalnego mężczyzny. Nie mówię tutaj o tych papierowych tygrysach. Wytatuowanych i żujących gumę bez gumy, strojących groźne miny.
KB: Proszę mi powiedzieć, czego Pan potrzebuje od kobiety?
M: Przede wszystkim miłości, a na drugim miejscu szacunku.
KB: Jak kobieta może okazywać miłość i szacunek swojemu mężczyźnie? Takiemu trudnemu mężczyźnie.
M: Na miłość nie ma recepty. Niestety. Trzeba się zakochać.
Nowa miłość
M: Miałem 50 lat. Dwa miesiące po rozstaniu z żoną, spotkałem na siłowni Kasię. Powiem Pani, że jakby mi ktoś powiedział, że w wieku 50 lat zakocham się, to bym go opluł i wyśmiał. Pomyślałbym, że chce mnie obrazić. Kiedy poznałem moją obecną żonę, zweryfikowałem poglądy życiowe. To naprawdę trzepnęło mnie bardzo mocno. Ją też. Dwie połówki jabłuszka, które się spotkały. Trochę mam pretensje do tego „pana na górze”…, przecież kurde, mogłem ją spotkać jak miałem 20 lat. No ale cóż, jesteśmy już ze sobą szósty rok i jesteśmy szczęśliwi.
KB: Żona jest młodsza?
M: Nie mam awersji do kobiet rówieśniczek, czy do kobiet starszych ode mnie. Ale akurat Kasia jest młodsza ode mnie. Dogadujemy się pomimo, że to jest inne pokolenie.
KB: I też jest rano kawa gorąca i drożdżówka przy łóżku?
M: Rano to jest wyciskany soczek z pomarańczy, żeby miała do pracy i robione kanapeczki. Po prostu opiekuję się nią. Kasia jest zadowolona i szczęśliwa. Widzę szczęście na jej twarzy. Widzę, jak rozmawia z koleżankami. Chwali się partnerem po prostu.
KB: Mówi: „Moim mężem jest Masa”?
M: Tym, które wiedzą tak, ale tym, które nie wiedzą to po prostu „Jaruś. Mój Misio”.
KB: Macie Państwo dzieci?
M: Ja mam dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa. Kasia ma syna, to mój pasierb. Ma w tej chwili 15 lat. Był bardzo nieufny wobec mężczyzn. Ze mną, o dziwo, dogadał się. Kupiłem go, ale nie żebym jakiś marketing stosował specjalny. Ten dzieciak zaczął mnie lubić. Od pierwszego naszego spotkania. Imponowałem mu. Myślę, że zachowaniem, naturalnością. Tym, jakim jestem facetem.
KB: Może to, że mama jest szczęśliwa, zadziałało na chłopca.
M: Na pewno. Otworzył się bardzo. W tej chwili mówi mi – tata. Jesteśmy szczęśliwą rodziną. Natomiast nie chcę swojego dziecka forsować na siłę w tym związku, bo syn Kasi to jest moje dziecko. Traktuję go jak swojego syna. Jeśli bym miał wejść z powrotem w pieluchy, mielibyśmy szlaban na wyjazdy. Nigdzie nie moglibyśmy wyjść.
KB: Ale zmieniałby Pan te pieluchy?
M: Jakby trzeba było, to oczywiście, że tak.
KB: Jest Pan ojcem oddanym i troskliwym?
M: Nie byłem oddanym ojcem. Może powiem inaczej. Pierwsza żona sprawdziła się w 100% jako gospodyni domowa i matka moich dzieci. Oczywiście wielokrotnie i córkę i syna przewijałem, pomagałem, na spacery chodziłem. Jednak nie tak często, jak wychodziłem do miasta. „Do miasta”, bo to była moja praca. Ja wychodziłem i nie było mnie całymi dniami. Oczywiście weekendy spędzałem z rodziną. Ale jakoś dzieci za mną nie tęskniły, a ja byłem nasycony obcowaniem z nimi. Tyle, że trzeba jasno powiedzieć, że nie byłem ojcem, który uczy w piłeczkę grać, wychodzi do parku, pokazuje drzewka, uczy dzieciaka. Nie, nie. No nie, aż taki nie byłem.
KB: Był Pan trochę nieobecnym tatą.
M: No tak, ale trzeba wybrać. Musiałbym zaniedbywać miasto, zaniedbywać swoje obowiązki. Miasto traktowałem jak obowiązek.
KB: Czy nie bał się Pan o dzieci, kiedy wychodził w miasto? Był Pan znany w kręgach przestępczych, a to świat bardzo niebezpieczny, również dla rodziny.
M: Bardzo niebezpieczny i dlatego dzieci miały swoich ochroniarzy, z którymi jeździły do szkoły.
KB: Serce ojcowskie drżało mimo wszystko.
M: Oczywiście. W takim zawodzie człowiek zawsze obawia się o życie najbliższych.
KB: Gdyby Pan powiedział mi jednym słowem „Mój zawód to …”. Jak się ten zawód nazywał?
Wierzycie w przemianę? Moze rzeczywiście
No ciekawe? Ale z wiekiem ludzie potrafią coś przemyśleć. Odważna ta jego Kasia
Przeciez tacy ludzie sie nie zmieniają. Masa to cwaniak. Pewnie dalej kreci te swoje interesy!
to jest troglodyta ,śmieć i frajer i kłamca jak wy możecie promować takie dno na swojej stronie
to jest oszust i klmaca zniszczyl zycie wielu ludzią powinnien siedziec w wiezieniu i oddac wszystkiepieniadze z przestepstw
Nie oceniajmy to nie będziemy oceniani. Sprawiedliwość zostawmy siłom wyższym.
Roman Brachu, ja nie odnoszę wrażenia że dziewczyny go promują. One pytają, on odpowiada. Każdy za swoje winy zapłaci. Ja też nie przepadam za typem. Dziewczynom z portalu gratuluję odwagi.