Kiedy w związek zamiast miłości zaczyna wkraczać brutalność i agresja, a z każdym kolejnym dniem jest coraz gorzej. Poznajcie historię Asi – kobiety, która chociaż nie jest do końca szczęśliwa dziś jest spokojna i wolna.


Dziewczyny, Baby, Redakcjo… Zdradziłam męża.

Zacznę od początku. Miałam 18 lat gdy poznałam P. – od razu wiedziałam, że będzie moim mężem. Coś między nami zaiskrzyło gdy tylko się zobaczyliśmy. Pracowałam wtedy w jedynej kawiarni w mieście. Cóż ja wiedziałam o życiu? Że nie chcę się już uczyć, chcę zarabiać pieniądze i że chcę jak najszybciej uciec z domu.

I wtedy zjawił się on. 19 lat starszy, elegancki, męski. Nie był „od nas”. Nigdy go nie widziałam, a to dość małe miasto. Poza tym nie pasował do tego szarego miejsca. Był jak bóstwo. Usiadł przy stoliku. Skinął na mnie.

Espresso– powiedział sucho patrząc mi prosto w oczy. Stałam oszołomiona jego perfumami, jego zarostem na twarzy, całą jego aurą.

Espresso – powtórzy. Lekko się uśmiechnął. Chyba zauważył moją fascynację nim.

Odeszłam i pośpiesznie przygotowałam kawę. Drżącymi rękami podałam mu ją do stolika.

Czy coś… jeszcze? – wyjąkałam.

Nie. – Odpowiedział, a ja czułam, że wychodzę na idiotkę.

Wypił. Wyszedł. Zaczął padać deszcz. Wyrzucałam sobie, że nie zagadałam do niego, nie zrobiłam czegoś by go zatrzymać. By zatrzymać człowieka, który był moją szansą, przepustką do wolności.

Jaka więc była moja radość, gdy następnego dnia, o tej samej porze przyszedł zamówić espresso. I tak przez tydzień. Pewnego dnia zostawił przy filiżance swoją wizytówkę.

Nie wahałam się. Zadzwoniłam od razu.

Odebrał spokojny. Umówiliśmy się. Miesiąc później byliśmy zaręczeni, a pod koniec roku byłam już mężatką. Wyjechałam z mojego miasta. Nie musiałam się dalej uczyć, a nawet nie musiałam zarabiać pieniędzy. Wydawałam je. Żyłam pięknie z pięknym mężczyzną. W rodzinne strony wracałam rzadko.

Kolejny rok minął nam cudnie. Zwiedziłam „pół świata” – ja, dziewczyna która najdalej była w Górach Świętokrzyskich. Następny rok minął trochę gorzej i tak z każdym kolejnym było gorzej, gorzej, gorzej… P. zaczął mnie zmieniać. Najpierw kupił mi większy biust. I choć wcale tego nie chciałam, zgodziłam się by go zadowolić. Ubierał mnie w co chciał. Nawet kapcie nosiłam na obcasie…

Pewnego dnia podczas kłótni uderzył mnie w twarz. Potem długo płakał i przepraszał. Wybaczyłam mu – przecież mnie kochał. Po dłuższym czasie znów to się stało. I znów płacz i wybaczenie. Zaczął mnie wyzywać przy ostrzejszych wymianach zdań. Krzyczał, że jestem nikim i nic nie mam. I miał rację. Cóż ja miałam? Ani wiedzy, ani wykształcenia, ani zawodu, ani pieniędzy, ani kontaktów z rodziną – wszystko było jego. Nawet moje własne cycki były jego!

Nie wiedziałam jak odejść. Bałam się. Zaczęła się przemoc i fizyczna, psychiczna i finansowa.

P. chciał mieć dziecko. Na szczęście byłam wtedy w trakcie terapii (co przed nim ukrywałam) i mądrzy ludzie pomagali mi. Wiedziałam, że dziecko zwiąże nas nierozerwalnie. Mimo pomocy psychologa nie wiedziałam jak odejść. Zaczęłam się bać męża. Pozwoliłam mu być moim katem… Pewnego dnia zadzwoniłam do rodziców, potrzebowałam kogoś, kto mnie podniesie. Usłyszałam od ojca: My już nie mamy córki. To przeważyło. Myślałam tylko o jednym – o śmierci.

I wtedy poznałam W. Kolejny bohater ratujący mnie z opresji życia. Zatrzymał mój samochód na rutynową kontrolę. Tak, policjant. Widziałam w nim dobro i ciepło. Zaczęliśmy się potajemnie spotykać. Rozmawialiśmy godzinami. Zdradzałam męża psychicznie. Moje całe zaangażowanie było przy W. Tylko dzięki temu, mogłam przeżyć. Po paru miesiącach zdradziłam również fizycznie. Chciałam odejść. Przygotowywaliśmy się wspólnie z W. do mojego odejścia od męża. Jednak P. zaczął coś podejrzewać. Pewnego wieczoru przyszedł późno. Nalał sobie drinka i kazał mi usiąść mu na kolana. Z kieszeni marynarki wyciągnął bilingi z mojego telefonu. Serce zaczęło mi walić mocno. Wiedziałam do czego to zmierza.

Możesz mi powiedzieć co to za numer? Przejechał palcem po kartce. Często się kontaktujesz z nim. Zdradzasz mnie Skarbie? – spytał spokojnie niczym psychopata.

Nie wiedząc co zmyślić, powiedziałam prawdę. Tak. Zamarł chwilowo, a potem rzucił się na mnie dusząc przy tym. Okładał mnie pięściami. Gdy byłam tak pobita, że nie mogłam się ruszyć, wstał napluł mi w twarz i wyszedł. A ja chyba straciłam przytomność, bo obudziłam się w szpitalu. On był przy moim łóżku i płakał ściskając moją dłoń. Mówił: Przejdziemy przez to Mała. Wybaczyłem Ci.

Nie miałam siły wyrwać mu ręki. Gdy wyszedł po wielu godzinach, od razu wezwałam pielęgniarkę, podyktowałam jej numer W. i błagałam by użyczyła mi telefonu. W. wpadł w szał. Lecz zrobił wszystko jak trzeba. Z procedurami.

Pomógł mi, wyrwał mnie z tych żelaznych objęć P. Batalia trwała długo, ale udało się. Dzięki W. Rozwiodłam się z mężem, z orzeczeniem o jego winie. Odnowiłam kontakty z rodzicami. Razem z W. wyprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Dziś może nie jestem super szczęśliwa, ale jestem spokojna i wolna. Nie żyję w luksusie finansowym, ale w luksusie spokoju. Pracuję. Właśnie kończę studia na resocjalizacji.

Dziękuję za możliwość opowiedzenia historii.

Asia (imię bohaterki zostało zmienione)


Chcecie podzielić się z nami swoją historią lub przemyśleniami? Swoje listy kierujcie na adres: redakcja@tebaby.pl

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany