Zośka dowiedziała się, że ma raka, dwa lata po ślubie. Miała dwadzieścia osiem lat. Mariusz wspomina to jako straszny cios. Przestał cieszyć się dniem dzisiejszym. Najgorsze jednak było to, że choroba stała się tabu. Dziś, po siedmiu latach od śmierci żony, wyraźnie widzi, jak bardzo zabrakło wtedy rozmowy.

 

K: Jak wtedy to przeżywałeś? Pamiętasz?

M:  Pewnie, że pamiętam… zmieniło się wszystko. Mówię sobie: przestałem myśleć o DZISIAJ, zawsze myślałem o JUTRZE.  To jest fatalne i tragiczne.

K: To jest fatalne bo…?

M:  Bo nie możesz myśleć o tym, co tu i teraz. Z tyłu głowy wciąż masz myśli, że może się nie udać. Teraz patrzę na to z perspektywy i wiem, że zasadniczym błędem zarówno dla mnie jak i dla niej był brak pomocy terapeutycznej. To są bardzo trudne momenty w życiu. Zamiatanie pod dywan niczego nie da. Zawsze w końcu nadchodził kolejny, stresujący termin następnego badania.

K:  Czy dobrze rozumiem, że zabrakło pomocy terapeutycznej dla Was jako pary?

M: Tak. Na dobrą sprawę unikaliśmy tego.

K: Nie rozmawialiście o chorobie?

M: Bardzo rzadko i za każdym razem to było bardzo bolesne, szczególnie dla mojej żony.

K:  Przez to nigdy też nie mogłeś powiedzieć o swoim lęku o przyszłość…

M: Nie pozwalała mówić na ten temat. Inicjowałem te rozmowy, ale żona to wypierała. Rozumiem ją i to też trzeba uszanować. Ja jestem zwolennikiem rozmawiania o trudnych sytuacjach. Trzeba myśleć o przyszłości i mieć nadzieję. To się samo nie rozwiąże, trzeba wyciągać prawdę na wierzch. Nie było z kim porozmawiać, bo najważniejsza osoba bała się dyskusji o chorobie. Nie jest mi łatwo mówić o tym nawet teraz, ze względu na silne i duże emocje, które wciąż we mnie tkwią. Naprawdę, uważam, że gdybyśmy rozmawiali ze sobą, to by rozwiązało wiele późniejszych emocjonalnych problemów. Gdybyśmy skorzystali z pomocy terapeuty, to uświadomiłby nam, że  mimo, iż choruje jedna osoba, tak naprawdę w tej chorobie są obydwoje razem. To strasznie ważne. Bo wtedy druga strona też czuje wsparcie.

K: Ty potrzebowałeś tego wsparcia?

M:  Zdecydowanie potrzebowałem. Niestety. Byłem  na etapie – Macho nie chodzi w takie miejsca. Sam sobie ze wszystkim poradzi, nie potrzebuje psychoterapii.

K:  Jaką cenę Macho zapłacił za to?

M: Nie mogłem myśleć o dniu dzisiejszym. To cena. O chorobie większość rodziny nie wiedziała.

K: Co?! To kto wiedział?

M: Jedna siostra, przełożony i dwie przyjaciółki. Jej mama nawet nie wiedziała.

K: A Ty mówiłeś o tym komuś?

M: Bratu, który był z resztą świadkiem na naszym ślubie. Ale nie skończyło się to dobrze… żona była wściekła. Ale mnie to pomogło.

K:  Czy to nie oddala, kiedy się o tym nie mówi?

M:  Oddala.

K: Na ile Was oddaliło to niemówienie? Masz taką skalę?

M: 30 procent… Powiem inaczej, choroba to moment na sprawdzanie się. Tym elementem, który daje szansę, żeby się bardziej wykazać jest właśnie rozmowa. Odnoszę wrażenie, że 30 procent naszych relacji, pogorszył brak mówienia o niej. Pamiętam, że Zosia wyznaczyła sobie czas między jedną chemioterapią, a drugą. To były 3 tygodnie. Wyznaczyła czas operacji, miała to wszystko rozpisane w kalendarzu. Nawet kiedy będzie koniec choroby i to wszystko się skończy. I to było mega fajne, było na co czekać. Razem jeździliśmy, dbaliśmy, żeby wszystko funkcjonowało jak najlepiej. Gdy choroba się skończyła, nastąpił zakaz mówienia o niej.

K:  Tabu nigdy nie służy.

M: Choć przyznam, że argumenty, których używała były logiczne:  Po co takie informacje przekazywać? Ktoś mnie spotka i będzie się przyglądał czy ja mam dwa cycki czy jeden… . Dziś wiem, że to były wymówki.

K:  Przeszło mi przez myśl, że to ochrona bliskich. Skoro nawet mama nie wiedziała.

M:  To też był jeden z sensownych argumentów. Przecież mama i tak nie pomoże. Po co ma się denerwować? Zośka była bardzo wierząca. Rzeczywiście ufała Panu Bogu. Ale bała się.

K: A gdy choroba się skończyła na jakiś czas?

M:  Brak rozmowy w tym czasie zaszkodził. Gdybyśmy rozmawiali, traktowalibyśmy chorobę jak gościa, który przychodzi do naszego domu na jakiś czas i odchodzi, a my traktowaliśmy ją jak gościa, którego nie lubimy, ale ignorujemy go, nie rozmawiamy o nim.

 

*

– Dlaczego chorujemy na raka? (Odpowiada dr Marek Kulikowski – biolog, parazytolog, terapeuta Recall Healing, trener ćwiczeń TRE)

– Według Recall Healing / Totalnej Biologii (Uzdrawianie przez świadomość), nowotwór kobiecej piersi wywołuje tzw. „konflikt rodzinnego gniazda”. Najprościej mówiąc, konflikt ten, to nierozwiązane emocjonalne wydarzenie, w tym przypadku w rodzinnym gnieździe. Na przykład, może to być poważna kłótnia z partnerem, zdrada, separacja, śmierć dziecka lub kłopoty z dzieckiem. Czasami „dziecko” może być symboliczne, jako ktoś lub coś, co traktujemy jak „swoje dziecko” i bierzemy pod matczyne skrzydła. Co to znaczy nierozwiązane emocjonalne wydarzenie? To takie wydarzenie, które wywołało mocne negatywne emocje. Tyle tylko, że te emocje nie zostały z siebie wyrzucone, uzewnętrznione, a głęboko „połknięte”. To właśnie te schowane emocje umiejscawiają się w ciele pod postacią choroby, w tym przypadku piersi.

*

 

Psychoterapia –  paplanina dla słabeuszy versus pierwszy krok do uzdrowienia

K: Wasz syn był przy śmierci Zosi?

M: To było tak… Ja zasnąłem między 1 a 2 w nocy.  Ponieważ stan żony był już naprawdę kiepski, morfina nie działała, załatwiłem zawiezienie jej do szpitala. Rano miała przyjechać umówiona karetka, żeby odwieść Zosię na oddział walki z bólem. Ta karateka miała być o 5.30 rano. Miałem wstać około godziny 4, ale nie mogłem spać do około 2, bo… Zośka wyła z bólu. Mówiąc krótko, to były niedługie, 5-10 minutowe momenty, w których można było zasnąć. Budzik miałem nastawiony na 4. Gdy mnie obudził, wiedziałem, że coś jest nie tak, bo od tej 2 do 4 spałem… Już wiedziałem.

Mieliśmy w domu opiekunkę, która pomagała mi ogarnąć dom. Nie chciałem, by traumatyczne widoki, które mogły wystąpić w postaci np. wypływania płynu z organizmu, co z resztą miało miejsce, były w obecności dziecka. W związku z tym wysłałem syna do szkoły.

K: A już wiedziałeś, że żona nie żyje.

M:  Tak. Zadzwoniłem więc po lekarza. Gdy mały wrócił ze szkoły, nie było już Zosi w domu. Najtrudniej mi było przekazać to synowi. Powiedziałem mu rano, że przyjadę po niego do szkoły. Tak zrobiłem i wtedy powiedziałem mu to. To była najtrudniejsza rzecz. Ja pierdziele… Może by było prościej, gdybym zrobił to rano, od razu.

K: Co w tym było najtrudniejsze?

M: Powiedzenie tej bolesnej prawdy komuś, kogo się kocha. Wiedziałem, że Alek będzie cierpieć. Potem pomogła nam bardzo terapeutka. Szkoda, że tak późno…

K: Terapeutka dla syna?

M: Dla mnie. Cały czas, gdy Zośka odchodziła, ona mi pomagała. Bardzo. Zawsze mówiła, że trzeba powiedzieć, nawet najbardziej brutalną prawdę, bo to jest zdecydowanie lepsze. Pomimo, że boli. Zawsze mówiłem Alkowi, że rokowania są fatalne i musimy przygotowywać się do śmierci mamy. Po jej śmierci ta psychoterapeutka szalenie mi pomogła.

 

*

– Na czym polega uzdrawianie poprzez świadomość?

– Podstawą terapii jest właśnie rozmowa, przypomnienie sobie swoich uczuć i głęboko skrywanych emocji. Wyciągnięcie ich na zewnątrz, wyrzucenie, wręcz „wyflaczenie”. W związku z tym, że są to często bardzo trudne, bolesne, a nawet wstydliwe tematy, zamiatamy je pod dywan i chorujemy. Według RH, odkrycie konfliktu oraz szczera, głęboka i emocjonalna rozmowa są kluczem do wyzdrowienia.

Kolejny raz ujawnia się siła, właściwie moc szczerej rozmowy.

– Nazywamy to rozwiązaniem konfliktu. Wspaniale jest, gdy partnerzy, nawet jeżeli podejmą decyzję  o rozejściu się, szczerze ze sobą rozmawiają. To mogą być piękne i treściwe rozmowy. Możliwość przypomnienia sobie i wypowiedzenia na głos. Uzewnętrznienie swoich emocji jest kluczem. Na konsultacjach terapeutycznych RH nie obwiniamy i nie szukamy winnych. Czasem może łatwiej jest powiedzieć to terapeucie niż partnerowi, ale według mnie rozmowa z partnerem jest najważniejsza. Oczywiście dobrze by było wiedzieć jak rozmawiać i jakie tematy podejmować. Jak wyjaśnić sobie problem, wybaczyć nawzajem i podjąć konstruktywną decyzję, co dalej. Tego można się nauczyć.

– Jak to jest, że kochamy, a mimo to milczymy?

– Milczenie i odrzucanie od siebie trudnych rozmów może wynikać z różnych przyczyn. Do tego naprawdę może się przydać solidny, znający się na rzeczy psychoterapeuta. Nawet jeżeli związek nie przetrzyma próby czasu, to partnerzy rozejdą się zdrowi fizycznie i psychicznie na tyle, na ile jest to możliwe.

Ponadto nieocenione może być wsparcie najbliższych. Tu oczywiście wiele zależy od relacji. W RH mówimy, że konflikt powstaje jako wydarzenie odczute w izolacji. Po prostu nie umiemy budować szczerych i głębokich relacji. Rozmawiamy o „Tańcu z gwiazdami” a nie o ważnych życiowych tematach. O uczuciach to już prawie w ogóle. My rodzice nie potrafimy rozmawiać z dziećmi, bo nie nauczyliśmy się tego od naszych rodziców. Taki pokoleniowy wodospad. Dochodzi do kryzysowego momentu i nie wspieramy najbliższych oraz sami nie mamy wsparcia.

Paradoksalnie choroba może być też pretekstem do zainicjowania rozmów.

– Dlaczego nie? Oczywiście, można się jej nauczyć podczas rozmowy z partnerem. Tu znowu nieoceniony może być solidny psychoterapeuta, warsztat czy porządny kurs. Gdy chora osoba uzyskuje mądre wsparcie i zrozumienie najbliższych, ma o wiele większe szanse na wyzdrowienie. To mogą być tak naprawdę piękne i wspaniałe chwile.W przypadku chorób można również dołączyć do zestawu terapii ćwiczenia TRE. To naprawdę dobry sposób na redukcję napięć i silnych stresów. Są proste, skuteczne i łatwe do nauczenia.

 

Coraz więcej Polaków korzysta ze wsparcia różnego rodzaju psychoterapii i zajęć rozwojowych. Gabinet psychologa już na szczęście nie kojarzy się wyłącznie ze wstydliwym przyznaniem się do słabości, a wręcz z dojrzałością i odpowiedzialnością. Zawody przyszłości to psychoterapeuta, coach, doradca zawodowy i trener rozwoju osobistego, a poszerzanie świadomości i rozwijanie inteligencji emocjonalnej są coraz bardziej dostępne.

 

 

Jedna odpowiedź

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany