„Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień”,
napisał poeta, T.S. Eliot, w końcu laureat Nagrody Nobla. Nie można więc chyba mu nie wierzyć? Jak to zatem jest z tym kwietniem, z tym pierwszym miesiącem wiosny? Wiosny, jedynej, ukochanej, wyczekiwanej. O co chodzi z tym okrutnym kwietniem?
Wiosna… cieplejszy wieje wiatr?
Czekamy na zielony świat, upojny zapach rozkwieconych drzew, trawników, pól i wszystkiego, co za chwilę rozbudzi się wokół nas. Ubarwi nam krajobraz, wypełni energią budzące się wokół życie. My także chcemy obudzić się do życia. Biec przed siebie w nowy świat, spędzać czas w pięknie budzącej się wokół przyrody. Przecież sama nazwa kwiecień już do czegoś zobowiązuje. Już, już za chwilę! Czekamy, wyglądamy, i… ?
7.00 rano, początek kwietnia, wstałam szykować się do pracy. Patrzę za okno, piękne słońce, ptaki podśpiewują nieśmiało. Wczoraj słoneczko tak przyjemnie przygrzewało, że nawet spacer po pracy zaliczyłam. Kupiłam też po drodze śliczne, beżowe pantofelki na szpileczce. Wyglądały z witryny wystawowej i błagały kup mnie, no kup! Będziesz z nami taka piękna tej wiosny! Och…chyba dzisiaj włożę czerwony płaszcz i te nowe, cudowne pantofelki.
Patrzę na termometr za oknem, hmm… 5 stopni. Jak to? Przecież tak pięknie za oknem. Patrzę znowu… 5 stopni i ani drgnie. No… ale, przecież wczoraj…? Drzewa jak czarne drapaki gną się od wiatru.
Płaszczyk… aut, pantofelki… do pudełeczka. Jeszcze przyjdzie ich pora. No to… spodnie, botki, sweter i kurtka zimowa. Znowu? No żeszsz!…Gdzie się podziała ta cholerna, piękna wiosna?!
Idę na przystanku, przyglądam się roślinom. Są już pączki. Zaraz rozłożą przed nami całe piękno, rozczapierzą się na zielono, czerwono, żółto i przypomną, że i my mamy tak możemy otworzyć nasze życie i wydostać je na zewnątrz. Ale nieee… jeszcze nie. Jeszcze skulone, zmarznięte od lodowatego wiatru jak ja, idąca na przystanek.
A na przystanku tłum skulonych, naburmuszonych ludzi wygląda na tramwaj, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie będą mogli ogrzać się w jego ciepłym wnętrzu. Tamten jak się ubrał? Kolorowy T-shirt, cienka kurteczka, tenisówki. Stoi skulony, trzęsie się z zimna. Wiosna mu do głowy uderzyła. Nie dość, że mu zimno, to wygląda jak idiota… Oj, okrutnie go dzisiaj kwiecień potraktował.
No i co tu począć z tym kwietniem i w tym kwietniu, z tą wiosną, co tak opornie jej idzie.
Tak sobie myślę, że ten kwiecień to taki miesiąc oczekiwania. Oczekujemy na wiosnę, oczekujemy na ciepło, oczekujemy na kolory, na spacery, na rowery, motocykle, na kolorowe ubrania, co już czekają w szafach na starcie, na wszystko to, czego przez pięć poprzednich miesięcy nie mogliśmy. Pięć długich, niekończących się miesięcy!
I w tym właśnie to okrucieństwo pierwszego miesiąca wiosny – kwietnia. Niby już, a jeszcze nie. Nie lubimy oczekiwać. Lubimy mieć, posiąść, zaspakajać. Oczekiwanie jest okrutne, im dłuższe tym gorsze.
Więc jak znieść ten „sado-maso” miesiąc, te „50 twarzy wiosny”?
Tak sobie pomyślałam, że zamiast znęcać się nad sobą i wyglądać niecierpliwie przez okno, sprawdzając co chwila wskazówkę termometru, mogę wykorzystać ten początek wiosny, żeby sama rozkwitnąć.
Nowa wiosenna Ja!
To co? Najpierw przegląd szafy. Co jeszcze można wykorzystać, a co kosz, PCK ma się rozumieć! Może dokupić coś modnego? To jakie trendy na tę wiosnę? Punkt pierwszy, przejrzeć szafę i modowe blogi! Punkt drugi – fryzura! Coś taka oklapła, trzeba odświeżyć, a może całkowite zaskoczenie? No to jak ciuchy i fryzura, to chyba czas na twarz. Przyszarzała, wybledzona brakiem słońca, aż wyje do maseczek, odżywek, a może nawet kosmetycznych zabiegów. Tak, tak! Ciuchy! Fryzura! Twarz! Wszystko nowe, świeże!
Aaa… i jeszcze dieta! O kurczę… dieta, przecież muszę schudnąć, pozbyć się tych „baloników”, co wyłażą tu i tam i kompletnie nie można ich okiełznać w nowej sukience. Tak, tak, przejrzeć diety, a może wystarczy jeść co drugi posiłek… albo o połowę mniej. A gdyby tak zacząć biegać, ćwiczyć. Fitness zaniedbałam już w marcu. Wiadomo, spadek energii, zmęczenie przedwiosenne, nic ma siłę. Ruch i sport come back, od jutra! Tej wiosny, rozkwitnę i przywitam ją z pełną godnością i szacunkiem. Tak, koniecznie, a potem to już tylko… NOWA JA!
Nowa Ja, powiadasz? A co, ta stara jakaś niefajna była? Że co, że do lamusa? Co Ci w niej doskwiera, nie pasuje? Szykujesz się na „focie na ściance” albo chcesz przekroczyć „czerwony dywan”? Od lat masz ten sam styl ubierania. Lubisz luz, kolorowe tuniki, wygodne buty, brzęczące bransoletki na ręku. Szpilki są „zajebiste”, owszem… jak się je zakłada i zdejmuje. Fryzury nie chcesz zmieniać, wygodna, pasuje, no może trochę kolor odświeżyć.
Twarz i figura z latami nabrała rys, bo to Twoje życie maluje ją najlepiej. Najpiękniejszą jej ozdobą jest Twój szczery, miły, zalotny uśmiech. Twoje ciało to historia Twojego życia. Tu blizna po operacji, tu wałeczek po urodzeniu Stasia. Życie w pośpiechu, stresy, problemy, urodzinowe torty, świąteczne przysmaki, wymalowały na Tobie kobieto piękny krajobraz. Kto to widzi, zapytasz? Kto podziwia ten krajobraz? A czy wszyscy muszą podziwiać te same krajobrazy?
To Ty masz się nim zachwycać, Tobie ma dać przyjemność. Więc tej wiosny postanawiam być piękna i szczęśliwa! W nowy butach albo bez nich.
Pamiętasz siebie jako młodą dziewczynę, a może jesteś młodą dziewczyną? Wiek to tylko liczba, matematyka. Od obecnej daty odejmujemy datę urodzenia i mamy… no, co mamy?Jakąś liczbę. Czym jest ta liczba? Określeniem matematycznym Twojego życia, które malowałaś lepiej czy gorzej, ale jednak. Jeśli chcesz zmieniać ten krajobraz nowymi butami, fryzurą, zgrabną sylwetką, jeśli Cię to rzeczywiście ucieszy, sprawi przyjemność, to OK!
Ale może tej wiosny i w tym humorzastym, „okrutnym” kwietniu, zacznij cieszyć się życiem. Takim jakie jest, a nie jakiego oczekujesz. Jeśli zaakceptujesz to co jest, to zimno, lodowaty wiatr, szarobure jeszcze drzewa, poczujesz szczęście i ciepło tego co już masz, co Cię otacza i szybciej dostrzeżesz zmiany.
Zdejmij smutek, marudzenie, pomartw się przez godzinę, a potem załóż uśmiech.
Rób to, co sprawi Ci przyjemność. Jak będziesz szczęśliwa i radosna, to będzie Ci w tym najpiękniej.
To może przestanę oczekiwać, rozmyślać i przygotowywać się… no właśnie na co, do czego? Lepiej poczytam książkę, gdy zimno. Pójdę na tańce. Pouczę się zaniedbanego angielskiego… I like spring. Może na balkonie, gdy słoneczko przygrzeje, wypiję kawę, posłucham ulubionej muzyki, a potem ptaków w parku. Pooddycham ciepłym słońcem, zimnym wiatrem, zapachem mokrej ziemi. Kupię kolorowe kwiaty na parapet.
Lepiej założę swój uśmiech, ciepłą kurtkę i botki, zadzwonię do dawno nieodwiedzanej koleżanki, chociaż wkurza swoim narzekaniem. Może wyciągnę ją na długi spacer, poplotkujemy i będziemy cieszyć się nadchodzącą wiosną. A przy okazji od tego długiego spaceru zgubimy jakiś „balonik”…
No, chyba że zmarznięte wstąpimy na ciastko do cukierni 😉
„Szczęście jest jak motyl. Im bardziej go gonisz, tym bardziej ucieka, lecz gdy odwrócisz uwagę ku innym rzeczom, przyfrunie i usiądzie na Twoim ramieniu”,
napisał inny mądry poeta, H.D. Thoreau.
To tyle, niech Was otoczą wiosenne motyle, kochane Baby!
Życzy redakcyjna Baba, Dorota <3
Zostaw odpowiedź