Lato za pasem. Wracam po pracy autobusem. Większość pasażerów zajęta wpatrywaniem się w swoje magiczne ekrany smartfonów. Czytają, oglądają, coś zapisują, słuchają. Uszy zatkane słuchawkami. Relaksują się, każdy na swój sposób, odcięci od rzeczywistości i współpasażerów. Starsza pani wsiada, rozgląda się. Ustępuję jej miejsca.

– Dziękuję. Tak dzisiaj gorąco, że człowiek już zmęczony – tłumaczy się staruszka. – Lato zapowiada się gorące – kontynuuje – Kiedyś lubiłam gorące lata.

Uśmiecham się do niej. Ja też kiedyś lubiłam upalne lato i coraz bardziej gorące miasto. Dzieciaki już się cieszą. Zaraz wakacje, czas wolny, wyjazdy, życie na podwórku zakwitnie. Sięgam myślami do dzieciństwa, do typowego miejskiego blokowiska, na którym trzepak pełnił rolę centralnego ośrodka towarzyskiego. I nie trzeba było się logować ani wpisywać pinów czy haseł, żeby uczestniczyć w trzepakowym życiu towarzyskim, ani też zapraszać nieznajomych do znajomych, sami się zapraszali.

 

Na trzepaku…

Zwisam głową w dół na trzepaku razem z Kaśką, która dłużej wytrzyma. Świat do góry nogami wydaje się ciekawszy w to gorące lato.

– Dorotkaa! Dorotkaa! – mama woła z okna – Zabierz brata i przychodźcie na obiad.

– Toomeek!!! Rzucam w pudełku 2 zł, leć do sklepu, kup sól i przynieś szybko – Kowalska krzyczy głośno z 8 piętra.

Jakiś dzieciak wrzeszczy pod balkonami do matki, żeby zrzuciła mu złotówkę na cukierki. Sąsiadka z 6 piętra woła do Kowalskiej, słynnej osiedlowej krawcowej, że przyjdzie dzisiaj na przymiarkę i plotki przy herbatce.

Czemu oni wszyscy tak się wydzierają? No cóż… to był wtedy taki sposób „mobilnej” komunikacji. Że też nikomu nie przeszkadzają te wrzaski… Matki krzyczą z okien, dzieci pod oknami, psy szczekają…a dozorca Mietek leci z miotłą, głośno przegania grających w piłkę chłopaków. Co chwila jakaś szyba w oknie leci.

– Dorotaa! Dorota! Chodźcie szybko. Obiad stygnie!

– Idę już, idę, gdzie ten Jędrek?

– Zejdziesz po obiedzie pod trzepak? Będzie Gośka, Hanka, Basia, Tomek piłkę przyniesie, pogramy w zbijaka… i będzie ta nowa, co się sprowadziła niedawno, zapoznamy się? – włosy Kaśki zamiatają chodnik pod trzepakiem.

 

Przyjaciele i znajomi…

W autobusie jakaś pani z tyłu konwersuje przez telefon. Musi mi gadać nad uszami? Co mnie obchodzi, co ugotuje na obiad. Reszta pasażerów zapatrzona w swoje ekrany. Mogłam przesłuchać angielski przez czas podróży, ale niedługo wysiadam. Jak dojadę, to może zadzwonię do Kaśki? Dawno się nie słyszałyśmy. Może uda nam się umówić na jakąś kawę i pogaduchy. Przyjaciółka z dziecięcych lat to teraz biznesmenka. Zajęta zarabianiem pieniędzy, z powodzeniem zresztą, nie ma wiele czasu na ploty, a co dopiero na spotkania.

 

Obiad kupiłam po drodze w „Domowych obiadach u Basi”. Przeglądam Fejsbuka, Instagrama. Oglądam sobie życie moich znajomych. Teraz nie ma koleżanek i kolegów. Słowo „przyjaciel” to niedługo chyba będzie archaizm. Teraz ma się znajomych, ale za to całe mnóstwo. Mam 85 znajomych, to i tak niewiele w porównaniu z innymi znajomymi. Ooo, Hania na obiad ugotowała coś pysznego, jakąś egzotyczną potrawę…lajk. Tomek jakiś kurs skończył, chwali się dyplomem…lajk. O, tu jakieś ładne zdjęcia ktoś wstawił…a to Basia już na wakacjach…lajk. Wnuczek Małgosi jaki już duży, no ale Gośka wcześnie babcią została…lajk. Lubię oglądać zdjęcia znajomych, mili, szczęśliwi, piękni. Można skomentować. Czasem nawet ktoś odpowie, albo chociaż lajka postawi.

A gdzie podziała się Kasia, coś ostatnio nic nie zamieszcza, może coś niedobrego się dzieje. No właśnie miałam do niej zadzwonić i umówić się, jeśli oczywiście obydwie znajdziemy czas. Tylko… już tak późno się zrobiło. Rano znowu do pracy. Zadzwonię jutro… Kiedyś nie było tylu komunikatorów, a jakoś to wszystko szło…

 

A kiedyś …

Dzwonię do drzwi, raz, drugi, trzeci. Chyba nikogo nie ma. Telepałam się przez pół miasta na darmo. Po ślubie Kasia wyprowadziła się do innej dzielnicy. No cóż, posiedzę na ławce pod blokiem, może wróci w ciągu pół godziny.

– Cześć, długo czekasz? – Kasia ucieszona na mój widok – Nie mogłaś zadzwonić?

– Nie mogłam znaleźć czynnej budki ze sprawnym automatem, więc postanowiłam przyjechać w ciemno. Czekam niedługo, z 15 minut. Dobrze, że nie wyszłaś na dłużej.

– Chodźmy na górę, zrobię kawkę, pogadamy.

 

Na urlop…

Rano przesłuchałam konwersacje. Uczę się tego angielskiego od lat i ciągle jeszcze tego czy tamtego nie umiem. Ale warto się podszkolić, nie wyjść z wprawy. Teraz wakacje za granicą, w pracy potrzebny, na ulicach turyści. Dobrze potrafić coś „wyspikać”.

Niedługo na urlop. W lipcu pojadę jak zwykle na swoją wiejską działkę. A na jesieni na jakąś egzotyczną wycieczkę. Nie lubię tego tłoku na plażach, całego mnóstwa straganów z kolorowymi pamiątkami, zapachu smażonej wokół kiełbasy. Na działce będzie cisza i spokój. Przygotowana do lata, trawka skoszona, kwiaty już zakwitły na rabatach, leżaczki i hamaki czekają. Na wsi teraz pięknie. Ludzie wypoczywają w swoich wypieszczonych, pełnych kwiatów ogrodach. Domy piękne pobudowali, czysto, zadbane, aż miło popatrzeć. Cisza i spokój, czasem gdzieś pies zaszczeka. Za to w dzień ptaki, a wieczorem świerszcze, wyśpiewują takie koncerty, że niech się schowają wszelkie techniki relaksacyjne. Została ta działka po dziadkach, warto o nią zadbać. Wypocząć można z dala od miasta. Kiedyś dziadkowie prowadzili na niej gospodarstwo rolne. Zresztą cała wieś tętniła życiem od wczesnego rana do zmierzchu. Zwierzęta domowe w każdym podwórku, dookoła pola ze zbożem, kwieciste łąki, pola z warzywami i truskawkami. W sadach drzewa uginały się od owoców…

 

Wakacje na wsi…

Siedzimy pod płotami z moimi wiejskimi koleżankami i wcinamy kwaśne wiśnie plując pestkami.

– Dorotkaa! Dorotkaa! – babcia woła mnie na drodze.

– Już idę babciu.

– Dorotka, pójdziesz do sklepu, kupisz dwa chleby dla nas i dwa dla sąsiadki i jeszcze kilo mąki.

– Ale ja tego nie dam rady przynieść. Sklep kilometr stąd.

– To weź rower z koszykiem, będzie Ci łatwiej. Następna dostawa dopiero za trzy dni.

– A upieczesz mi placek z kruszonką?

– Upiekę, to weź dwa kilo. Po południu pójdziemy na jagody.

– Babciu ja nie znoszę zbierania jagód.

– Oj pójdziesz ze mną, będzie mi raźniej. A jak nazbierasz trochę jagód, to ci dołożę. Sprzedasz koszyczek i będziesz miała swoje pieniążki jak wrócisz do Warszawy.

 

Babcia zawsze wiedziała jak mnie podejść. Nie znosiłam tego zbierania jagód albo truskawek. No, ale własne pieniążki fajnie było zarobić. Kupowałam sobie po powrocie nowe dżinsy, trampki, albo inny ciuszek. We wrześniu dobrze pokazać się w szkole w czymś nowym. Bardziej lubiłam grabić siano na polu. Pięknie pachniało polem i słońcem. Dziadek woził nas potem wozem na tym sianie. No i babci placek z jagodami i kruszonką, do tego świeże mleko…to były smaki i zapachy lata. Albo świeży wiejski chleb… czasem bochenek podskubałam już w drodze ze sklepu.

 

Na biwaku…

A gdy już byłam nastolatką…z całą paczką przyjaciół i ich przyjaciół wyjeżdżaliśmy na biwaki. Namioty rozstawione. Krzyśka namiot podparty drągiem, bo się okazało, że rurki brakuje. „Grubego” Krzycha zabieraliśmy, bo „zajefajnie” grał na gitarze. Wieczorem przy ognisku, popijając wino z jednej butelki, ryczeliśmy do akompaniamentu Krzysia najnowsze hity…mogłaś moją być, kryzysową narzeczoną… Wtuleni w siebie, zasypialiśmy w namiotach, a rano kąpiel w zimnej rzece. Lato było gorące…było cudownie.

 

A komu to dzisiaj…

Dzisiaj piękne egzotyczne wakacje. Wypoczynek w spa na zabiegach. A jak działka to z traweczką na wymiar, pełna kwiatów, przy wykwintnym „barbecue”. Kto dzisiaj jeździ na biwaki i przygrywa na gitarze? Smartfon zastąpi całą orkiestrę i to z dużo lepszym efektem. Można przy tym zrobić dziesiątki selfie i zamieścić od razu do wglądu wszystkim 85ciu znajomym… niech zbierają lajki. Komu teraz potrzebna cała sterta papierowych zdjęć, walających się po szufladach i innych pudłach…patrz ta młoda z warkoczem to mama, a tato rozpala ognisko jedną zapałką

 

Zresztą po 22 nie wolno ujawniać swoich talentów wokalnych. Od tego są kluby z karaoke. Picie wina czy innego alkoholu w miejscu publicznym może Cię drogo kosztować. Zresztą jesteś kulturalnym człowiekiem i nie będziesz popijał alkoholu z jednej butelki, to niehigieniczne i nieeleganckie.

Dzisiaj rodzic nie wrzeszczy z okna, tylko dzwoni jak cywilizowany człowiek do dziecka na podwórku, jeśli ono w ogóle zechce tam wyjść. Bo i po co. Przecież koledzy siedzą przed „kompami”, można pogadać z nimi, pograć w gry po sieci nie wychodząc na zewnątrz. Zresztą teraz nikt nie wpada znienacka do znajomych i nie oczekuje, że ten przybiegnie na każde …pink, pink sygnału messengera. No przecież można godzinami pisać czyli rozmawiać ze sobą na tym messengerze, nawet z kilkoma znajomymi naraz. To po cholerę łazić do każdego. A na podwórku nareszcie cisza i spokój, nawet psy dobrze wychowane nie szczekają i grzecznie na smyczy chodzą. No może maluchy z matkami w piaskownicach dokazują, bo jeszcze do „kompa” nie sięgają. Chociaż tablet widziałam obsługują, takie bystre i inteligentne teraz dzieciaki. Na niektórych podwórkach piękne klomby kwiatowe z piaskownic porobione. Może dobrze, piach w piaskownicy niehigieniczny, pełno w nim bakterii, jeszcze by maluchy jakieś choróbsko dorwały, na alergię zapadły.

Czemu więc tak miło wspominam, tak tęsknię do tamtego życia, do tamtych zapachów? Wtedy życie bardziej szare, zwyczajne, samodzielne, samowystarczalne, takie na piechotę. Wszystko było prostsze, wolniejsze, hałas był inny, pełen głosów ludzi, zwierząt. Życie w mieście, życie na wsi tak bardzo się zmieniło. Teraz wszystko bardziej kolorowe, poukładane, tyle atrakcji dookoła, do wyboru, do koloru. Cywilizacja wdziera się wreszcie w naszą kulturę. Technika ułatwia porozumiewanie się i codzienność. Dzięki temu mamy coraz więcej czasu wolnego. Coraz więcej wolnego czasu? Ale na co, dla kogo…?

 

 

Życzę Wam kochani pięknych i udanych wakacji, pełnych słońca i odpoczynku, i tych na egzotycznych plażach, i tych na wędrówkach górskich, może wśród szumu morza, czy szelestu tataraku na jeziorach, albo na spokojnych wiejskich działkach. A może na biwaku?

 

Znowu noc, przez palce leci czas,… zimny koc, papieros dawno zgasł… leci gdzieś w radio szlagier z lamusa. Skąd oni go wyciągnęli…

 

Tacy byliśmy jeszcze wczoraj, wystarczał mały gest…

 

 

Babaaa, Dorootaaa!!!  😀

 

 

 

O Autorze

Praktyczna i zorganizowana optymistka. Bardzo dojrzała kobieta pracująca, w posiadaniu dojrzałego męża, dorosłych dzieciaków, uroczej suczki i dwóch szalonych kotów. Lubię włóczyć się po wszelkich ciekawych miejscach, urządzać, aranżować i dopieszczać swoją działkę. Ponieważ lubię wyzwania i babski świat, to chyba nie przestanę pisać. No cóż…to ja, Baba.

2 komentarze

  1. Anita

    Bardzo miło się czyta Twoje felietony . Po przeczytaniu zawsze przemyślam to o czym napisałaś. Teraz też rozmyślam i doszłam do wniosku ,że dużo w tym prawdy co napisałaś ale myślę , że to co tak miło wspominamy to nasze młode lata . Wszystko było fajniejsze bo byliśmy młodzi . Do młodości wracamy , do czasów beztroskiego życia . Nie myślałyśmy jak urozmaicić dziecku czas, co kupić na obiad i…………. Całuję super piszesz 🙂

    Odpowiedz
  2. Beata

    Dorotko, zanuciłam za Tobą „tacy byliśmy jeszcze wczoraj…..” . Dziękuję Ci za tę chwilę wspomnień – to nasze młode lata 😊😘

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany