Tym razem redakcja teBaby.pl zagościła u Marty w Ameryce. Nasza rozmówczyni podzieliła się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat amerykańskich obyczajów, kultury świętowania oraz mentalności mieszkańców tegoż kontynentu. Razem z Martą wsiadłyśmy też w machinę czasu i przeniosłyśmy się na chwilę do miejsc, które miała okazję odwiedzić, kiedy pracowała jako stewardessa dla jednego z arabskich przewoźników. Wspólnie odwiedziłyśmy Rio de Janeiro, Zanzibar, Bangkok oraz Bali. Zapraszamy do lektury!
Jak długo mieszkasz już w Ameryce?
Jesienią miną dwa lata odkąd przeprowadziłam się do Stanów z Dubaju.
Co zadecydowało o tym, że postanowiłaś osiedlić się akurat na Florydzie?
Jeżeli chodzi o Florydę, to decyzja była dla mnie bardzo prosta – od wielu lat mieszka tutaj moja rodzina. Jeszcze zanim przeprowadziłam się do Stanów to wielokrotnie przyjeżdżałam tu, żeby ich odwiedzić i już wtedy zakochałam się w tym miejscu. Jest tutaj bardzo zielono, jest dużo zwierząt, a ja kocham zwierzęta. Latem niemal codziennie pada deszcz, za czym bardzo tęskniłam, kiedy mieszkałam w Dubaju. Jest ciepło, tropikalnie, ludzie są mili i panuje tu taka atmosfera, jakby wiecznie trwały wakacje.
Czy długo musiałaś przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości? Do czego najtrudniej było Ci przywyknąć?
Tych różnic, do których musiałam się tutaj przyzwyczaić, na pewno było mniej niż tych, z którymi przyszło mi się zmierzyć wówczas, gdy przeprowadziłam się do Dubaju. Jednak, jak to bywa ze zmianą miejsca zamieszkania, także na Florydzie znalazło się kilka rzeczy, z którymi trzeba było mi się oswoić. Przede wszystkim ta cała biurokracja, która czasami była dla mnie bardzo zawiła. Amerykanie nadal w wielu miejscach płacą czekami, co nie jest popularne w innych częściach świata. Często również, zamiast załatwić sprawy przez maila, czy krótkiego SMS-a, lubią dzwonić i długo rozmawiać, co oczywiście wiąże się z kilkukrotnym literowaniem wszystkich moich danych (śmiech). Co jeszcze… Ja całe życie starałam się unikać kredytów, a tutaj okazało się, że, aby załatwić niektóre sprawy, potrzebna jest historia kredytowa, więc też mnie to zdziwiło. Amerykanie poważnie podchodzą także do potencjalnych sytuacji wyjątkowych i nieraz wspominają o robieniu zapasów żywności lub paliwa, żeby się przygotować w razie czegokolwiek. Mieszkańcy Florydy zaś mają bardzo swobodne podejście do kwestii ubioru i potrafią iść do urzędu w klapkach bądź w spodniach od piżamy, co też mnie zaskoczyło. Jak ja czasem robię zakupy w supermarkecie i mam na sobie sukienkę, to nieraz ktoś podchodzi do mnie i pyta, czy ja coś świętuję albo czy wracam z wesela (śmiech). Co mnie jeszcze zdziwiło to banki drive-thru, gdzie podjeżdża się samochodem do okienka i wkłada dokumenty w specjalną tubę, która zasysa je do środka. Ja jednak nadal wolę wejść do banku, gdzie czasami jest pusto i nie ma żadnych kolejek, bo Amerykanie bardzo lubią załatwiać wiele spraw nie wychodząc z samochodu.
Jakie wrażenia towarzyszyły Ci po bliższym zetknięciu się z amerykańską kulturą i jej obyczajami? Mam tu na myśli m.in. święta takie, jak Halloween, Święto Dziękczynienia, czy Dzień Niepodległości i sposoby ich celebrowania przez Amerykanów.
Ja jeszcze nie miałam okazji celebrować Świąt Dziękczynienia, ale nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła tego doświadczyć. Jeżeli chodzi o Boże Narodzenie, to jest ono tutaj bardzo krótkie – Amerykanie świętują je tylko 25 grudnia, a 26 idą już do pracy. Boże Narodzenie mija więc bardzo szybko. Kiedy przyjechałam do Stanów, to niedługo potem wybuchła pandemia i przez to nie mogłam wziąć udziału w wielu wydarzeniach. Bardzo się cieszę na ten rok i mam nadzieję, że wszystko będzie „o wiele bardziej możliwe”. Parę lat temu uczestniczyłam jednak w obchodach 4 lipca w Chicago. Razem z moimi znajomymi szliśmy nad wodę i oglądaliśmy pokaz sztucznych ogni. Wówczas miałam okazję zobaczyć, jak bawią się i świętują Amerykanie. Przypominało mi to naszą polską majówkę, bo wszyscy grillowali (śmiech). Dzień Niepodległości jest świętem niezwykle wesołym i bardzo przypadł mi do gustu.
Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej na temat sposobów świętowania przez Amerykanów? Jak lubią świętować i czy to świętowanie jest mocno zakorzenione w ich kulturze? (Może miałaś okazję być na jakichś urodzinach albo na weselu?)
Niestety nie miałam jeszcze okazji być na żadnych uroczystościach. Bardzo zakorzenione jest u nich Święto Dziękczynienia. Zawsze odwiedzają rodziny i wspólnie świętują, oczywiście jedząc wtedy indyka. Teraz miałam okazję zobaczyć, jak celebrują memorial day, czyli dzień ku czci osób poległych w obronie kraju. Byłam w stanie Georgia i zwiedziłam wojskowy cmentarz oraz muzea. Było sporo rodzin z dziećmi, wszędzie wywieszone były flagi, które powiewały nawet z okien samochodów. A z tego, co wiem, to wesela kończą dużo szybciej i krócej niż my. Parę godzin i po zabawie. A propos uroczystości, to zdziwiło mnie, jak podchodzą do tematu uczniów. Jak nastolatek zakończy edukację albo dostanie się do collegu, czy zda jakieś egzaminy, to potrafią wystawiać banery przed dom, mają opisane samochody np. Congratulations Tom – graduation i np. nazwa szkoły. Albo wiele restauracji, czy barów ma banery z napisami, że gratulują im sukcesów. Tak jak u nas gratulujemy maturzystom, ale tutaj obchodzą to dużo huczniej, jako wielki krok w życiu dziecka.
Jak znajdujesz mentalność Amerykanów?
Amerykanie są na początku bardzo otwarci, zawsze się przywitają, mówią hello, how are you, bardzo często powiedzą komplement na temat czyjegoś wyglądu np. I love your dress, i love your hair itp. Small talks mają opanowane do perfekcji. Pierwsze wrażenie jest takie, że są bardzo przyjaźni i szukają kontaktu z innymi ludźmi. Jednak po krótkiej wymianie uprzejmości niczym się nie różnią dla mnie od Polaków, którzy są dużo bardziej zdystansowani. Zazwyczaj każdy idzie w swoję stronę. Wg mnie to bardzo miłe, że tak ciepło się witają, nawet w sklepach obcy ludzie mówią sobie hello mijając się w alejce. To nie jest ważne, że tych ludzi się nie zna, czy że to tylko wyuczony odruch, ale dużo milej się przebywa wśród takich ludzi, którzy spojrzą w oczy, uśmiechną się i przywitają. Zauważyłam, że spora część Amerykanów nigdy nie opuszcza swojego kraju, nawet na wakacje, często podróżują tylko pomiędzy stanami, a czasami nawet stanu nie opuszczają. Więc jak im opowiadam o moich podróżach i wspomnieniach, to słuchają z ciekawością. Jak pytam, czy chcieliby zobaczyć Azję, czy odwiedzić Europe, niektórzy mówią, że tak, ale są tacy, którzy mówią, że mają w swoim kraju wszystko i jest im dobrze nie opuszczając swoich granic. Czują się komfortowo na „swoim” terenie i lubią mieć swój język, kulturę i jedzenie gdziekolwiek nie pojadą. U nas niemal każdy Polak gdzieś był albo marzy o jakiejś podroży. Jesteśmy dużo bardziej ciekawi świata niż oni. Wiadomo, Ameryka jest ogromna i bardzo różnorodna, wiec jest gdzie pojechać i co robić, ale mimo wszystko nie ciągnie ich aż tak do innych zakątków świata jak nas. Zauważyłam też, że tutaj bardzo często młodzi ludzie pracują w trakcie edukacji. Studiują i dodatkowo pracują w kawiarniach, czy w sklepach. Albo też pracują już w firmach, w których chcą kiedyś mieć poważne pozycje. Młodzi są naprawdę zajęci, biegają między szkołą a pracą, rzadko kto tylko studiuje. Kończą później studia i mają kilka lat doświadczenia oprócz dyplomu.
Co Cię najbardziej zaskoczyło podczas Twojej pierwszej wizyty w amerykańskim Walmarcie?
Sklepy Walmart mogą być naprawdę ogromne. Kiedyś specjalnie pojechałam do jednego z największych w moim rejonie, żeby nakręcić film dla moich widzów i pokazać im, jak on wygląda od środka. Co mnie zaskoczyło to dział z bronią, który znajdował się między wędkami i kajakami. Oczywiście trzeba mieć odpowiednie dokumenty, żeby posiadać broń, ale ja wówczas nie byłam przyzwyczajona do jej widoku i byłam nim nieco skonsternowana. Poza tym, że Walmart jest wielki, ma też niskie ceny i dlatego tak dobrze funkcjonuje. Można tam też zaobserwować dziwnie ubranych ludzi, np. raz widziałam dorosłego mężczyznę, który miał na sobie tylko i wyłącznie pieluchę albo drobną babunię noszącą na głowię gigantyczną koronę (śmiech). Można się naprawdę nieźle zdziwić. Ja wybieram się do Walmartu raz na jakiś czas, może nie po spożywkę, bo robię to raczej w lokalnych sklepach, ale niektóre rzeczy naprawdę opłaca się tam kupić. No i trzeba mieć wygodne buty, żeby przejść cały Walmart!
Czy na Times Square często można spotkać ludzi przebranych za postacie z popkultury? Opowiesz mi o kulisach zdjęcia z Twojego IG, na którym Batman kradnie Ci pocałunek?
Times Square jest na pewno wyjątkowym miejscem. To po prostu jedno wielkie show. W Nowym Jorku zawsze lubiłam unikać tłumu i błąkać się po tych raczej mało znanych uliczkach. Co do zdjęcia z Batmanem, to zostało ono zrobione podczas mojego dwudniowego odpoczynku po locie (byłam wówczas stewardessą). Akurat był dzień mamy, więc zaproponowałam mojej mamie, żeby odwiedziła mnie w Nowym Jorku, bo chciałam pokazać jej miasto. Gdy byłyśmy na Times Square, zagadał do mnie jeden z tych aktorów, który był przebrany za czarny charakter z filmów o Batmanie. Zapytał, czy nie chciałabym zrobić sobie zdjęcia, na którym będę udawać, że z nim walczę. Ja oczywiście się zgodziłam i w tym momencie, w którym moja mama pstrykała fotkę, Batman podszedł do mnie od tyłu, ujął moją głowę i chciał mnie pocałować. Zdjęcie wyszło zabawne, ale Batman na szczęście nie trafił w moje usta, ponieważ nie uśmiecha mi się całować nieznajomych na ulicy (śmiech). Times Square jest z pewnością bardzo, bardzo ciekawym miejscem.
Odwiedziłaś wiele amerykańskich miast, m.in. Waszyngton, Seattle, Miami i Nowy Jork. W którym z nich czułaś się najlepiej i co najmocniej wpłynęło na Twoją ocenę?
Bardzo spodobał mi się Waszyngton ze względu na pomniki, muzea i budynki. Uwielbiam spacerować po tym mieście, byłam już tam kilka razy i zawsze oddawałam się długim pieszym wędrówkom. Zaskoczyło mnie również Chicago, szczególnie jego centrum, które jest bardzo urokliwe. Poza tym mam tam też wielu znajomych. Moja dobra koleżanka zaprowadziła mnie do wielu ciekawych miejsc. Jeżeli chodzi o naturę, to ogromnie spodobało mi się Colorado. Jest to według mnie absolutny raj. Zwiedziłam na razie kilkanaście stanów, ale najciekawsze są dla mnie te mało turystyczne, np. Wyoming, Utah czy Dakota, gdzie akurat przejeżdżałam samochodem. Byłam na tzw. road trip i zatrzymywałam się w małych miasteczkach, mogłam zaobserwować to powolne życie, gdzie wszyscy znają swoje imiona, mówią z ciekawym akcentem i noszą kowbojskie kapelusze. Dla mnie to jest właśnie ciekawa Ameryka i na pewno jeszcze nie raz wybiorę się w taką trasę.
fot. archiwum prywatne
Wróćmy do czasów, gdy pracowałaś jako stewardessa dla jednej z arabskich linii lotniczych. Zwiedziłaś wówczas kawał świata i miałaś do czynienia z wieloma kulturami i narodowościami. Jak wiele ta praca zmieniła w Tobie samej i Twoim życiu oraz za co najbardziej jesteś jej wdzięczna?
Praca w liniach lotniczych na pewno dała mi niezłą szkołę życia. Nauczyłam się naprawdę wiele i jestem niesamowicie wdzięczna, że miałam to doświadczenie. Ciężko było dostać tą pracę, więc czuję się ogromną szczęściarą i próbowałam cieszyć się każdym dniem mojej kariery stewardessy. Przede wszystkim bardzo podszkoliłam język, poznałam ludzi z całego świata, zwiedziłam ponad 70 krajów, czego nigdy nie byłabym w stanie dokonać na własną rękę, nauczyłam się cierpliwości oraz pokory, gdy widziałam, jak biednie żyją ludzie w innych regionach globu. Na pewno nabrałam dużo większej pewności siebie i łatwości w nawiązywaniu porozumienia z ludźmi pochodzącymi z różnych kultur. Ta praca tak naprawdę nauczyła mnie więcej niż jakakolwiek szkoła. Mówią, że podróże kształcą i to jest prawda. Kształcą przede wszystkim charakter i dają niezwykłe doświadczenia. Jestem za to bardzo wdzięczna.
Które miejsca na świecie polubiłaś najbardziej i do których z nich chciałabyś jeszcze kiedyś wrócić?
To dla mnie bardzo trudne pytanie, ponieważ moja lista jest długa i nigdy nie potrafiłam się zdecydować (śmiech). Polubiłam Australię, Japonię, Singapur, Tajlandię… Z moich prywatnych wakacji najbardziej urzekła mnie Kambodża. Jest to kraj, do którego bardzo, bardzo chciałabym wrócić. Do tej pory pamiętam ludzi na Tajwanie, bo byli bardzo przyjaźni. Czyli, jak widać, na mojej liście króluje Azja, ale na innych kontynentach też mi się podobało. Cały czas mam w pamięci widoki z Kapsztadu, zabytki i jedzenie we Włoszech (Włochy kocham!), kafejki w Portugalii… Świat jest tak piękny. Ja zwiedziłam już tak dużo, ale wiem, że bardzo dużo również przede mną. Teraz chciałabym skupić się na Stanach i na okolicy, bo Ameryka to ogromny kraj i ma wiele do zaoferowania.
Co najmocniej przykuło Twoją uwagę podczas przechadzek ulicami Bangladeszu?
Byłam wielokrotnie w stolicy Bangladeszu i do tej pory pamiętam tych wszystkich zamieszkujących ją biednych ludzi. To miasto zawsze wydawało mi się szare i smutne, choć wiem, że na pewno są w nim strefy, czy dzielnice, gdzie ludzie żyją inaczej, ale ja akurat widziałam tę jego mroczną stronę. Ilekroć tam byłam, zabierałam ze sobą jakieś jedzenie i środki higieniczne, żeby dawać je ubogim dzieciom, aż któregoś dnia pracownicy hotelu, w którym mieliśmy pobyty, ostrzegli mnie, że te przedmioty i tak trafiają do zorganizowanych grup przestępczych, które później nimi handlują, a dzieciaki i tak nic z tego nie mają. Było to dla mnie bardzo frustrujące. Moją uwagę na pewno przykuły niektóre stroje kobiet. Ubierały się bardzo kolorowo. Te kolory były niezwykle soczyste i mocno kontrastowały z szarością ulicy.
Miałaś okazję przejść się po słynnych schodach Selaron Staircase w Rio de Janeiro. Jakie inne atrakcje czekały na Ciebie w tym brazylijskim mieście?
Na podróż do Rio de Janeiro czekałam z niecierpliwością i ekscytacją. To był jeden z ulubionych wyjazdów wszystkich stewardess i stewardów, ponieważ trwał kilka dni i zawierał także pobyt w Argentynie. Nie licząc schodów byłam też pod statuą Chrystusa Zbawiciela, skąd rozciąga się przepiękny widok na całe miasto. Poza tym pamiętam teź, że co chwila zatrzymywałam się na smoothie z jagód Acai, które są w Brazylii tak popularne jak jabłka w Polsce. Do tej pory mam obsesję na punkcie tych jagód, więc, jak tylko mam okazję, to je kupuję, co od razu przypomina mi smak Brazylii.
Jakiego rodzaju gościnności doświadczyłaś ze strony Masajów podczas Twojego pobytu na Zanzibarze?
Poznałam paru Masajów podczas moich kilkudniowych wakacji na Zanzibarze. Za dnia spędzali dużo czasu chodząc po plaży, a wieczorami pracowali jako ochroniarze w hotelu. Byli bardzo przyjaźni, mówili po angielsku, a niektórzy nawet po włosku. Pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy zapytali mnie, czy mam Facebooka (śmiech). Pokazywali mi filmy, na których widać było ich wioski i to, czym zajmują się ich kobiety, jak łowią. Masaje są najsłynniejszym plemieniem w tej części Afryki, więc jeśli poleci się na Zanzibar lub do Tanzanii, to można na nich trafić. Pamiętam, jak pewnego razu wróciłam z targu z koszem owoców i zaprosiłam ich oraz dwie kucharki z hotelu na taką owocową ucztę na plaży, a wtedy jeden z Masajów posiekał arbuza swoim mieczem w dosłownie kilka sekund. Byłam pod wielkim wrażeniem. W dzień wyjazdu dali nam własnoręcznie zrobione bransoletki, które miały nam o nich przypominać. Mam bardzo miłe wspomnienia, jeżeli chodzi o Masajów.
Jak spędzałaś czas na Bali?
Bali jest małą wyspą, ale ma naprawdę dużo do zaoferowania. Pamiętam, że byłam na tarasach ryżowych, odwiedziłam lokalne targi, podziwiałam wodospady i wulkany, a także bujałam się na ogromnej huśtawce nad polami ryżowymi. Trochę się denerwowałam, że z niej spadnę, ale ostatecznie miałam super wrażenia. Zasmakowałam też lokalnej kuchni, a wieczorami bawiłam się z miejscowymi na ulicach. Na pewno warto było lecieć taki kawał drogi, żeby tego wszystkiego doświadczyć. Bali jest piękną wyspą i ma mnóstwo rozrywek.
Z jakimi tajnikami kuchni azjatyckiej udało Ci się zaznajomić w trakcie lekcji gotowania w Bangkoku?
Na lekcję gotowania w Bangkoku wybrałam się aż dwukrotnie, bo za pierwszym razem bardzo mi się to spodobało. Za drugim razem zabrałam ze sobą moją mamę, która również była zachwycona. Ja do tej pory gotuję tajskie curry według ich przepisu. Lekcja trwała kilka godzin, ale kosztowała niewiele. Uczyli nas jak przyrządzać wiele dań i deserów, a potem każdy próbował tego, co udało mu się ugotować. Przepisy były tak naprawdę dosyć proste, a te całej tajniki gotowania polegały na tym, żeby dobrać odpowiednie składniki, takie jak np. trawa cytrynowa czy olej. Do wielu dań dodaje się też mleczko kokosowe, które nadaje im świetnego smaku. Ja używam go do tej pory i po prostu je uwielbiam.
W Abu Dhabi popijałaś cappuccino ze złotem. Czy smakuje ono inaczej niż znany nam wszystkim napój z pianką? Jak się je przyrządza i jaka jest jego cena?
Pewnie nie zaskoczę tutaj odpowiedzią, jak powiem, że to cappuccino smakowało tak jak każde inne (śmiech). Taki mały kawałeczek złota kładziony jest na piance i służy raczej jako ozdoba, tak naprawdę nie ma większego wpływu na smak, ale na cenę już tak. Ta kawa była serwowana w takich pałacowych warunkach w Abu Dhabi, przy pięknej muzyce na żywo, gdzie kobieta grała na wiolonczeli. Było to naprawdę wspaniałe doświadczenie. Kiedy byłam tam parę lat temu, może teraz cena się zmieniła, ale wówczas to cappuccino kosztowało 73 dirhamy, co równa się 73 zł. Pamiętam, że była też opcja spróbowania kawy z mlekiem wielbłąda dla chętnych.
Jakie kraje chciałabyś jeszcze odwiedzić?
Bardzo chciałabym zobaczyć Alaskę, Hawaje i parę innych stanów, jakby się udało to wszystkie, ale zobaczymy jak mi to pójdzie. Poza tym piramidy Majów w Meksyku i zorzę polarną w Islandii. Wiem, że jest mnóstwo miejsc, które nawet nie przychodzą mi do głowy, a które są warte odwiedzenia. W Polsce też jest dużo rejonów, których jeszcze nie widziałam i, jak tylko będę miała okazję, to będę musiała nadrobić te podróżnicze zaległości. Lista jest naprawdę długa.
INSTAGRAM i YOUTUBE MARTY
Od dłuższego czasu zaglądam na kanał Marty z wielką przyjemnością, bo jest to niesamowicie sympatyczna osoba. Jej filmy są różnorodne i ciekawe. Serdecznie pozdrawiam!