Chciałabym pisać o ciszy, malować ją słowami. Ale w ciszy najtrudniej właśnie o nią samą. Mam takie marzenie – móc trwać w cichej ciszy. Bez płaczu dziecka, turkotu pralki, bez podskakiwania garnka na kuchni.
Wciąż o nią walczę i chcę ją zrozumieć, pojąć, odpocząć w niej tak, by te wszystkie „ogromnie ważne sprawy” stały się nieistotne. Byłabym tylko ja i cisza, ja w ciszy się pławiąca, rozkochana w niej, wtopiona.
Nic bym nie musiała. Mogłabym jedynie chcieć. Chcieć wyjść na spacer, chcieć umyć okna, chcieć się kochać. Ileż przyjemniej byłoby mi chcieć, niż musieć.
Czy ta cicha cisza jest niemożliwa do osiągnięcia? Czy przegapiłam czas, gdy mogłam ją mieć? Będąc młodą dziewczyną… Wtedy jednak myślami byłam przy hałasie, nigdy przy ciszy.
Kocham Cię Synu, ale proszę, ucisz się na pół godziny. Pół godziny bez chowanego, bez berka, obiadku, deserku, bez ranki na małym palcu, bez „mamo, siku” i „mamo, nudzi mi się”.
Mężu mój, którego nie mam,
Przyjdź i postaw naszego syna do pionu. „Ojciec się tobą zajmie” – jakie to piękne słowa, jak miłe sercu. Gdybym mogła, mówiłabym je często, jednak zawsze z czcią i szacunkiem, pełna dumy, że przyjdzie ‘ojciec’ i rozwiąże wszystkie domowe problemy.
Mężu mój, gdybyś był, jak Cię nie ma, mogłabym tak mówić do naszego syna, gdy pyskuje, gdy nie chce sprzątnąć klocków albo umyć zębów.
Mężu mój, którego nie mam,
Połóż nasze dziecko w łóżeczku i przeczytaj mu bajkę przed snem, a potem przyjdź do mnie, pocałuj w głowę, każ odejść od zlewu, weź mnie na ręce i zanieś do sypialni, i kochaj się ze mną czule. A potem to już bądź po prostu przy mnie i stawiaj naszego syna do pionu, baw się z nim, odpowiadaj na trudne pytania, które zadaje, zrób czasem zakupy, zawsze wracaj na obiad, pij ze mną rano kawę, pozwól prasować sobie koszule i bądź, po prostu bądź.
Zostaw odpowiedź