Czym w takim razie jest sex coaching?
Pewnie każda coachka ma swoją definicję. Dla mnie, jest to pomaganie klientce w oswajaniu seksualności… Mówię klientce, gdyż pracuję głównie z kobietami. Pomagam im w osiągnięciu ich celu, a ten cel może być bardzo różny. Pracuję z dziewczynami, które przychodzą po wielu latach związku i chciałyby rozbudzić swoje życie seksualne, które po tych latach przygasło. Są również kobiety, które nigdy nie miały orgazmu i nie wiedzą jak się do tego zabrać. W takiej sytuacji rozmawiamy o anatomii – punkcie G, ćwiczeniach mięśni Kegla oraz masturbacji i zabawkach. Przyglądamy się też przekonaniom, które mogą nas blokować. Często jest to również praca z obrazem ciała, nie lubię jakiejś części mojego ciała i co zrobić, żeby ją polubić.
Łączysz więc sex coaching z duchowością czy cielesnością?
Z jednym i drugim, to też trochę zależy od osoby, która do mnie przychodzi i jej potrzeby w danym momencie. Jednak to cielesność jest największą potrzebą. Bez ciała nie ma seksu.
Foto: Archiwum prywatne
Czyli najpierw uświadamiasz te kobiety, tak? Zaczynasz od teorii, aby zrozumiały jak ich ciało funkcjonuje, by potem umiały z nim pracować, tak jak wspomniałaś np. o mięśniach Kegla. I żeby zrozumiały też, co to jest orgazm, że on istnieje.
Tak, i że np. punkt G nie jest rzeczą mityczną. Mało się jeszcze u nas o tym mówi. Także jest to również działka edukacyjna. Czasem kobiety przychodzą z konkretnym kompleksem i z tym pracujemy. Mówię też, że jestem sex i body coachem, pracuję z cielesnością i mogę pracować z ciałem niezależnie od seksualności, chociaż wiadomo, że jedno bez drugiego nie istnieje. Zdarza się oczywiście, że czasem to jest tylko kwestia cielesności. Ciało jest u mnie równie ważną rzeczą, jak sama seksualność.
Powiedz mi, proszę, czym w takim razie różni się sex coach od seksuologa?
Seksuolog zazwyczaj pracuje z jakimiś zaburzeniami, może też być lekarzem. Często jest to „głębsza” praca. Np. praca z traumą, praca bardziej terapeutyczna. Ja pracuję rozwojowo, wspieram w poprawianiu jakości życia nawet jeśli nie ma w nim żadnej traumy czy trudności.
A zdarzały Ci się klientki, które zmuszona byłaś odesłać?
Takie klientki zdarzają się sporadycznie, odsyłam je, gdyż czuję, że to nie jest moja kompetencja. Ale często mam do czynienia z odwrotną sytuacją, kiedy klientki przychodzą od seksuologa, gdzie pracowały z traumą, a do mnie zgłaszają się po coaching, po narzędzia, jak pracować z przyjemnością w innym nurcie. W rozumieniu seksuologii w Polsce, seksuolog nie dotyka swojego pacjenta, nie pracuje z nagością. Ja prowadzę warsztaty, gdzie ma miejsce nagość. Oczywiście za zgodą klientek i po ustaleniu granic. W seksuologii tak się nie pracuje i wtedy to jest praca dla mnie.
Hmm, czyli praca sex coacha a seksuologa, to bardziej rozszerzony temat.
Myślę, że trudno to podzielić. Dostaję pytanie, gdzie jest granica, coaching a terapia, coaching a seksuologia. Jest to zbyt płynne, by jednoznacznie to określić. To jest kwestia indywidualna, ja sama wiem, w jakim momencie jestem niekompetentna do danych tematów i moja rola jest taka, bym powiedziała klientowi: słuchaj, idź z tym do…, ponieważ ja się tego nie podejmę, dla twojego dobra.
Nie wiem jak Ty, ale ja, z obserwacji społeczeństwa, zauważam bardzo krytyczny stosunek do coachingu. Co to w ogóle jest, po co, na co, że to nikt inny, jak psycholog. Ludzie nie rozróżniają tych dwóch profesji, twierdzą, że to kolejny zbędny zawód i śmieją się z niego.
Problem jest taki, że na rynku jest dużo coachów, którzy nie posiadają szkół. Ja skończyłam odpowiednią szkołę i mogę powiedzieć, że jestem coachem, mam certyfikat. Wiem co robię, ponieważ mnie nauczono – mam wiedzę i praktykę. To jest tak jak z psychoterapią, psychoterapeuci też nie mają ustawy w swoim zawodzie. Tak naprawdę każdy może powiedzieć, że jest psychoterapeutą, że jest dietetykiem czy masażystą. Wielu osobom myli się coaching z trenerstwem czy czymś innym. Dużo osób posługuje się tym tematem, nie mając o nim pojęcia, dlatego ludzie się tego boją. Rzeczywiście w gabinetach można różne „kwiatki” znaleźć. Klientki opowiadają mi, że np. idą do coacha, a on im z fusów wróży. Ja oczywiście nie mam nic do wróżek, jeśli ktoś czuje potrzebę pójścia do niej, to niech idzie. Ale jeśli wróżka, to wtedy wiem, że mam spodziewać się kart, fusów czy kuli. Jak idę do coacha, to raczej spodziewam się czegoś innego.
Czyli, jak się idzie do coacha, to jest niespodzianka, nie wiadomo na kogo się trafi.
Słyszałam, że również w gabinetach psychoterapeutów zdarzają się podobne sytuacje. Problemem jest to, że nikt nie kontroluje tego zawodu.
Tak, to prawda…
I potem nikt nie chce iść do kogoś takiego, bo jak rozczarował się raz czy drugi… Ja celowo używam słowa coach, chociaż ludzie mówią mi, żebym tego nie robiła, bo większość się z tego śmieje. Właśnie dlatego tego słowa używam. Ja wiem co robię, więc bronię ten coaching!
Trzeba ludzi trochę inaczej uwarunkować.
Tak, słyszę: A coach, nie, to ja dziękuję. Wielu mówców motywacyjnych używa słowa coaching, robią oni naprawdę fajną robotę, ale to jednak jest zupełnie co innego. Przemawianie do grupy 300 osobowej i tworzenie energii „flow” – tak! zróbmy coś!, to co innego niż praca 1:1 czy nawet coaching grupowy.
To ma różne obszary, jakby nie patrzeć, to jednak trenowanie mózgu, ciała w jakiś sposób. Można to wielorako określać i tym samym, dużo osób może przypisać sobie tę nazwę.
[button color=”white” size=”normal” alignment=”none” rel=”follow” openin=”samewindow” url=”http://tebaby.pl/monika-kowalczyk-niesmialej-dziewczyny-sex-coacha/3/”]Czytaj dalej. [/button]
Zostaw odpowiedź