Odeszłaś.

Nie po cichu jaką jesteś…

Ale głośno i z impetem.

Odchodziłaś paląc wszystko.

Nie niespodzianie jak cień… Gdy chmury słońce przykryją…

Ale krzycząc i gryząc.

Bijąc wściekłymi wargi pianę.

Dla Ciebie nie było „może”.

Dla Ciebie nawet pewność była niepewna.

Wciąż pełna niewiary, wierzyłaś mocno…

Że udać się może nasze spotkanie…

Gdzieś międzyświaty.

Kochałaś chwilę, choć żyłaś wiecznością w świecie, którego nigdy nie było.

*

Mówisz do mnie śniąc złe sny.

Słyszę Cię w nocy.

Twój szept dobiega mnie z oddali, niespełnionym marzeniem, w snach tylko pozostałym.

 

 

O Autorze

Piszę. Piszę, gdy siedzę sama w domu. Piszę, gdy mi się nudzi i wtedy, gdy nie. Piszę, gdy czekam na tramwaj i gdy uda mi się w nim usiąść. Panna, bezdzietna. Zainteresowania: podróże, których nie odbyłam z braku odwagi; sztuka, której coraz mniej; fałszywe antyki na Kole.

Jedna odpowiedź

  1. Lucyna

    Jestem rozbita. Zraniona do szpiku kości. Zdradzona po 13 latach małżeństwa… mając 31 lat… zagubiona. Nie mam pojęcia jak przestać myśleć i normalnie funkcjonować.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany