– Julio, opowiedz czym się zajmujesz na co dzień.
– Mam 24 lata i interesuję się wszystkim po kolei. W szczególności językami obcymi i podróżami. Oprócz tego często udzielam się w wolontariacie i jest to coś, co uwielbiam. Ostatnio zainteresowałam się również inwestycjami w nieruchomości i rozwojem osobistym w znaczeniu dogadywania się z samą sobą. Od prawie trzech lat mieszkam w Warszawie. Przyjechałam tu na studia, z których po pół roku zrezygnowałam i zajęłam się poznawaniem samej siebie.
– I zaczęłaś robić to, co zawsze chciałaś?
– Tak. Po jakimś czasie poszłam do pracy, z której niedawno zrezygnowałam i próbuję swoich sił jako freelancer, aby mieć zarówno czas na podróże jak i nie umrzeć z głodu.
– I rzeczywiście pozwala Ci to na podróżowanie ?
– Zależy w jakiej formie. W tym roku, póki co, byłam cztery razy za granicą, z czego dwa były finansowane z projektu Erasmus+.
– Ale nie jesteś już studentką?
– Nie, projekt Erasmus+ nie dotyczy wyłącznie studentów, ale również osób młodych w wieku 18 – 30 lat.
– A więc to jest jeden z Twoich sposobów na podróżowanie?
– Tak, jeden z wielu.
– Jak zatem zaczęła się Twoja przygoda z podróżowaniem ?
– Moja pierwsza podróż odbyła się gdy miałam 6 lat. Pojechałam wtedy z rodzicami do Francji.
– Pamiętasz coś z tego wyjazdu ?
– Pamiętam tylko tyle, że byłam zauroczona hotelem, gdzie pokoje były zamykane na kartę magnetyczną. Było to dla mnie wielkie odkrycie, że cały czas mogłam otwierać i zamykać drzwi dla zabawy. Poza tym miałam w pokoju piętrowe łóżko, którym byłam zachwycona!
– Czy tamten wyjazd zaszczepił u Ciebie zamiłowanie do podróżowania, czy stało się to dopiero później?
– Chyba później, kiedy jeszcze będąc dzieckiem jeździłam z rodzicami do Chorwacji, Czech czy Turcji. Natomiast chyba taką moją pierwszą podróżą bardziej samodzielną był wyjazd do Portugalii i Izraela. Nie pamiętam co było pierwsze, ponieważ odbywało się to w podobnych terminach. Wtedy właśnie zainteresowałam się wolontariatem, wymianami międzynarodowymi i szkoleniami . Organizacja, w której pracowałam, dała mi możliwość wyjazdu jako wolontariusz. Bardzo mi się to spodobało. Później jeden z kolegów zaproponował mi podróż autostopem w ramach zawodów, co było wspaniałym przeżyciem. Myślę, że nie było jednego konkretnego wydarzenia, które mnie przekonało do podróży, ale zbiór takich różnych rzeczy.
– Czy szkoła bardziej Ci pomagała czy przeszkadzała w podróżach ?
– Mnie chyba nic nie jest w stanie przeszkadzać w podróżach. Nie jestem typem podróżnika, który musi za każdym razem wyjechać, bo jak jest za długo w Polsce, to wariuje.
– Ile miejsc udało Ci się do tej pory odwiedzić ?
– Byłam w dokładnie 40 krajach.
– Pamiętasz je wszystkie ?
– Mam listę tych państw. Najowocniejszym rokiem był 2013, kiedy byłam na Bałkanach i odwiedzałam kraje takie jak Bośnia, Chorwacja, Serbia czy Albania.
– Z jaką częstotliwością podróżujesz?
– Od roku 2011, kiedy ukończyłam 18 lat, to już właściwie co roku gdzieś wyjeżdżam. Nie było takiego roku, kiedy nie wyjeżdżałam w ogóle. Rekordem był tak jak już mówiłam rok 2013.
– Czym się wówczas zajmowałaś tu w Polsce?
– Wtedy studiowałam.
– A jak długo trwały te wyjazdy ?
– Były to różne odcinki czasowe, ale nigdy nie trwało to dłużej niż 2 tygodnie, więc były to raczej krótkie wyjazdy. Ten na Bałkany, na który udaliśmy się autostopem, był najdłuższy.
– Jak udało Ci się to pogodzić z obowiązkiem uczęszczania na zajęcia na studiach?
– Większość wyjazdów odbyła się w wakacje, a w trakcie roku akademickiego troszkę naciągałam pewne rzeczy. Wykłady nie były obowiązkowe, a z nadrobieniem materiału zawsze dawałam sobie radę…
– Studiowałaś filologię słowiańską ?
– Tak, dokładnie to filologię południowosłowiańską, gdzie pierwszym językiem był bułgarski, a drugim słoweński. Na studiach podróżowanie umożliwił mi też wyjazd na Erasmusa, ponieważ miałam wówczas trochę mniej obowiązków.
– Po tylu odbytych podróżach na pewno potrafisz doradzać w kwestii znalezienia czasu i środków na podróżowanie…
– Były takie podróże, które kosztowały mnie bardzo mało, ponieważ starałam się oszczędzać, ale na przykład podczas mojej ostatniej podróży do Ameryki Południowej zupełnie nie zwracałam uwagi na koszty. Byłam nią tak podekscytowana, że pieniądze nie były w stanie mnie powstrzymać przed zrobieniem rzeczy, na które miałam ochotę. Moją najtańszą podróżą był autostop po Bałkanach. W tej formie można za darmo przejechać wiele kilometrów. Podczas tego wyjazdu spałam w hotelach lub na polu, ale nie namiotowym, tylko takim zwykłym polu pod gwiazdami – w namiocie oczywiście. Podczas tego wyjazdu przez dwa tygodnie wydałam około 100 euro.
Foto: Archiwum prywatne Julii
– A jeśli chodzi o czas?
– Gdy się pracuje, to rzeczywiście tego czasu jest mniej. Wierzę jednak, że wszystko się dzieje tak jak powinno i z jakiegoś powodu gdzieś jedziemy lub nie. Wracając do wyjazdu do Ameryki Południowej – był to wyjazd na miesiąc, więc dosyć długo. W żadnej pracy nie dostaniemy tyle urlopu. Poszłam więc do mojej przełożonej i zapytałam, czy dostanę taki urlop czy mam się zwolnić, bo ja po prostu jadę i chcę wiedzieć, którym sposobem mam to załatwić. Okazało się, że moja koleżanka, która wcześniej pracowała w tej samej firmie, była na czteromiesięcznej wymianie zagranicznej i akurat przed moim wyjazdem miała wrócić. Potrzebowała wówczas szybkiej pracy przejściowej i została zatrudniona na moje miejsce na podstawie umowy zlecenia właśnie na ten miesiąc.
– Masz dużo szczęścia!
– Szczęście samo przychodzi do ludzi szczęśliwych. Wierzę, że pozytywna energia przyciąga do nas dobre rzeczy.
– Kto najczęściej jest Twoim towarzyszem podróży i jaki sposób transportu zazwyczaj wybierasz?
– Ostatnio lubię podróżować sama. Kilka razy wyjechałam z osobami poznanymi przez Internet i raz wyszło to dobrze, raz źle, a raz średnio. Wolę więc pojechać sama niż z kimś, kogo do końca nie znam. Jeśli natomiast mogłabym wybierać, to myślę, że najlepiej podróżuje się w 2-3 osoby z ludźmi, których znamy i lubimy, niż z osobami dobranymi „na szybko”.
– Jeździsz na wycieczki z biur podróży?
– Nie znoszę tego. Zawsze sama wszystko planuję. Z biurami podróży jeździłam tylko na wycieczki z rodzicami, gdy byłam jeszcze niepełnoletnia. Moja niechęć bierze się z kilku względów. Po pierwsze taki wyjazd zawsze będzie droższy, po drugie jest tam „sztywny grafik”. Ja lubię posiedzieć nad brzegiem rzeki lub pochodzić po targu trochę dłużej niż przewidują to plany organizatorów. Jedną z moich ulubionych form wyjazdu jest couchsurfing. Zarówno wyjeżdżam jako gość i przyjmuję gości do siebie. W przyszłym tygodniu przyjeżdża do mnie koleżanka z Portugalii. Nie mam żadnych złych doświadczeń w tej kwestii. Podstawą jest jednak to, że sprawdzam wystawione komentarze u osób, z którymi zamierzam się spotkać i zwracam uwagę na to, co i w jaki sposób do mnie piszą.
– Nie boisz się tego, że jednak przyjedzie ktoś, z kim się nie dogadasz ?
– Nie zastanawiam się nad strachem. Bardziej skupiam się na pozytywnych aspektach. W naszym świecie zabawne jest to, że boimy się innych, a jakby tak zebrać całą ludzkość to okazuje się, że ludzi chcących zrobić nam krzywdę jest maksymalnie 1% . Dopóki ktoś nie wchodzi za mocno w moją strefę osobistą i nie próbuje sobie mnie podporządkować, to nie ma problemu. Cytując angielskie powiedzenie: „żyj i pozwól żyć innym”.
– Uważasz się za osobę odważną ?
– Trudne pytanie. Ciężko mi mówić o odwadze, bo jest to słowo, które rozpatrujemy w wielu aspektach. Nie podeszłabym do lwa, aby się z nim pobawić!
– Ale na pewno wiele osób Cię za taką uważa, np. gdy mówisz im, że podróżujesz autostopem. Ludzie boją się właśnie tego 1% ludzkości, który nam zagraża i nigdy w życiu nie wybiorą się w taką podróż.
– Staram się na to patrzeć dosyć realnie. Mam jeszcze obawy przed samotną podróżą autostopem, ponieważ zawsze jeździłam z kimś. Pierwsze doświadczenie przekonuje mnie, że nie jest to straszne, a na podstawie własnych przeżyć, czujemy się w czymś dobrze lub nie. Nawet jeśli po jakimś czasie wydarzy się coś nie tyle co negatywnego, ale mniej pozytywnego, to jest się w stanie nie zwracać na to aż takiej uwagi, bo więcej jest tych dobrych rzeczy.
– Jaka była Twoja największa przygoda?
– Przypomniała mi się teraz pewna zakładka na couchsurfingu, którą wypełniasz na swoim profilu. Trzeba tam wpisać najbardziej niezwykłą rzecz, którą się w życiu zrobiło i ja tam wpisałam: „Ja żyję, czyż to nie jest niezwykłe ? ‘’. Moim zdaniem sam fakt, że urodziłam się w wolnym kraju, w którym sama mogę decydować o tym, kim jestem i rozwijać się w taki sposób, w jaki chcę, jest dla mnie chyba największym szczęściem i czymś niezwykłym jednocześnie. Dla mnie małe rzeczy, które są zwykłe, są niezwykłe. Natomiast domyślam się, że zadając to pytanie miałaś na myśli coś bardziej ekscytującego. Takie przygody też oczywiście miałam. Dużo rzeczy w życiu udało mi się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak. Podczas wyjazdu autostopowego do Chorwacji wylądowałam z kolegą na takiej drodze, gdzie były tylko skały, więc nie mieliśmy nawet gdzie rozbić namiotu, a była już prawie 22. Włożyłam więc odblaskową kamizelkę i zaczęłam machać rękami. W końcu ktoś nas stamtąd zabrał i wtedy spytałam, czy ten Pan nie zna może jakiegoś płaskiego terenu, gdzie moglibyśmy rozbić namiot. Okazało się, że ma on wolny pokój w domu i możemy u niego przenocować. Ponadto poczęstował nas chorwackim winem i jedzeniem. Takich sytuacji było wiele. W Rosji na przykład udało nam się znaleźć couchsurfing dla 6 osób, gdzie czasami trudno jest znaleźć dla 1 czy 2.
Foto: Archiwum prywatne Julii
– Co zyskałaś podróżując?
– Na pewno czuję się bardziej pewna siebie i otwarta. Jednak co do tej pewności siebie, jest to coś, czego cały czas się uczę, ponieważ nie przychodzi mi to łatwo. Staram się taka być i w oczach wielu osób taka właśnie jestem, jednak wiem, że mogę się jeszcze rozwinąć w tej kwestii.
– Iloma językami się posługujesz?
– Po angielsku, rosyjsku i bułgarsku mówię praktycznie jak po polsku. Dogadam się też po hiszpańsku, niemiecku i chińsku, jednak nie na wszystkie tematy. Ostatnio zaczęłam też uczyć się koreańskiego.
– Czy te umiejętności pomogły Ci w jakiejś sytuacji?
– Tak, najbardziej na Erasmusie w Bułgarii. Nie chciałam mieszkać w akademiku, tylko wynająć pokój, żeby nie mieszkać w środowisku międzynarodowym, a wejść stricte w kulturę kraju. Udało mi się poznać Bułgarów, z którymi rozmawiałam po bułgarsku, przez co moje umiejętności się rozwinęły. W grupie, którą poznałam byłam małą 22-letnią Polką, która nie wiadomo skąd się wzięła i skąd zna bułgarski, więc byłam dosyć nietypowa.
– Nauka języków przychodzi Ci łatwo, czy musisz poświęcić na to więcej czasu?
– Już teraz łatwo. Z każdym językiem łatwiej. To też zależy od tego ile mam motywacji i czasu. Staram się raczej uczyć sama niż chodzić na kursy, jednak rosyjskiego nauczyłam się na kursie. Przygotowywałam się wówczas z 4 koleżankami do matury, więc regularnie się motywowałyśmy i to był naprawdę fajny kurs. Ale gdy później uczęszczałam na kurs hiszpańskiego i tam ludziom nie bardzo chciało się uczyć, to byłam lekko zniechęcona.
– Co sprawia Ci największą radość w podróżowaniu?
– Poznawanie nowych ludzi i obcowanie z nimi.
– Masz jakiegoś kompana podróży?
– Nie, chociaż czasami jest nim moja mama. Zdarza się też, że podróżujemy we 3 z tatą. Czasami sama nie wiem, czy wzięłam pasję podróżowania od nich czy oni ode mnie. W naszej rodzinie zainicjowałam wyjazdy świąteczne. Już 4 razy obchodziliśmy Święta Bożego Narodzenia za granicą.
– I jak Ci się podobało? Często się mówi, że nigdzie indziej nie ma takiego klimatu Świąt jak u nas w kraju.
– To zależy od podejścia. Dla niektórych święta to karp, śledzie i zapach choinki, a dla mnie to przede wszystkim czas z rodziną. Sam fakt, że udało mi się ich wszystkich skrzyknąć, był czymś wspaniałym. Ogólnie to zaczęło się od tego, że nie chciałam wracać z Erasmusa do domu na święta. Wymyśliłam więc, żeby to moja rodzina przyjechała do mnie. Ten pomysł im się bardzo spodobał i nasze pierwsze zagraniczne święta spędziliśmy w bułgarskiej Sofii.
– Byłaś też wolontariuszem na olimpiadzie w Rio de Janeiro. Jak wspominasz ten wyjazd?
-Tak, dokładniej na paraolimpiadzie, co też miało swój urok. Byłam tam przez 2 tygodnie, a pracowałam tylko przez tydzień, więc miałam również czas na zwiedzanie. Zostałam przydzielona do żeglarstwa na Copa Cabanie. Co do zawodów to nie widziałam za wiele, ale trochę udało mi się zaobserwować. Na ten wolontariat pojechałam sama, ale poznałam wielu ludzi i z niektórymi z nich mam kontakt do dzisiaj.
– Czy zakochałaś się kiedyś podczas podróży?
– W miejscu czy w osobie ? Bo jeżeli chodzi o miejsce to w wielu.
– W osobie.
– W znaczeniu stricte zakochania to nie. Natomiast mam do tego trochę inne podejście, ponieważ według mnie zakochujemy się codziennie w różnych rzeczach, np. w kwiatach, które rosną na łące. Możemy się też zakochać na imprezie w ładnym chłopaku, więc zakochanie może być przeróżne, ale skupiając się na tym, co najczęściej rozumiemy jako zakochanie, to nie miałam takiej sytuacji. Natomiast zdarzyło mi się, że ktoś się we mnie zakochał, jednak ja nie chciałam tego kontynuować.
Foto: Archiwum prywatne Julii
– Nieszczęśliwa miłość?
– Nie to, że nieszczęśliwa. Ja podchodzę do tego w luźny sposób. Nie wierzę, że na świecie jest tylko jedna, jedyna osoba, która jest nam przeznaczona. Myślę, że jest wiele osób, z którymi moglibyśmy stworzyć trwałe, wartościowe i pełne miłości związki, tylko tę odpowiednią osobę musimy spotkać w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i w sytuacji, kiedy oboje jesteśmy na to gotowi. Nie przepadam za związkami, w których ludzie nie za bardzo wiedzą czego chcą, ale się sobie podobają, dlatego wchodzą w taką relację. Ja wolę wszystko dokładnie przemyśleć. Poza tym zakochanie się, a miłość to dwie różne rzeczy i stwierdzam, że zakochać się można codziennie i to mi się zdarza – zakochuję się w pewnych rzeczach. Natomiast miłość to zupełnie inna sprawa.
– Czy masz problem z powrotem do rzeczywistości po udanej podróży?
– Nie. Lubię zarówno Polskę jak i zagranicę. Powrót niesie ze sobą radości i smutki. Cieszę się, że zawsze mogę tu wrócić. Kiedy wracałam z Rio, to było mi przemiło, że moja rodzina przyjechała jako komitet powitalny na lotnisko. Poza tym jestem szczęśliwa, kiedy po powrocie mogę dzielić się z ludźmi tym, co przeżyłam.
– Czy jest takie miejsce, co do którego miałaś duże oczekiwania, a które Cię rozczarowało?
– Nie, ponieważ ja nie jadę z oczekiwaniami, a z otwartą głową i białą kartką. Jeśli nic nie wiem o danym kraju, a wiele informacji w Internecie jest podsycanych, to dosyć mocno to sobie filtruję.
– Co mogłabyś doradzić ludziom, którzy chcieliby podróżować ale się boją?
– Niech do mnie napiszą to sobie porozmawiamy! (Śmiech). Ogólnie rzecz biorąc, doradzałabym podróże trochę inaczej niż zwykle, dlatego że jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do podróży samolotem, noclegu w hotelu, zorganizowania jedzenia i tak dalej, więc te koszty się mnożą. Dla mnie funkcjonuje wiele sposobów na ich zmniejszenie. Jadąc z koleżanką do Norwegii wiedziałyśmy, że tam jest drogo, więc wzięłyśmy jedzenie z Polski i na dwa dni nam wystarczyło. Nie musiałyśmy nic kupować.
– A jeśli chodzi o autostop lub samotne podróżowanie ? Jak się przełamać?
– Ja przekonałam się do samotnych podróży w momencie, kiedy miałam pojechać ze znajomą mi osobą, a ona mnie wystawiła. Byłam już bardzo nastawiona na tę podróż, więc nie zrezygnowałam z niej. To zależy od zawziętości. Ciężko mi doradzić, ponieważ ja nie widzę żadnej bariery, która mogłaby mnie ograniczać. Choroby, ataki czy potencjalnie złe sytuacje mogą nam się przytrafić wszędzie. Kiedyś była taka reklama w telewizji, że 9 na 10 wypadków zdarza się w domu, więc wyjdźmy z domu.
– Kiedy mamy już doświadczenie w podróżach i przestaliśmy się ich bać, jak uspokoić członków rodziny, którzy zamartwiają się, że jeździmy autostopem samotnie bądź w odległe miejsca?
– Udowodnić.
– Postawić przed faktem dokonanym i powiedzieć „żyję”?
– Tak. Gdy miałam 16 lat wybrałam się z koleżanką na pielgrzymkę. Moja mama wiedziała, że nie ćwiczę regularnie, więc nie będzie to dla mnie łatwe zadanie. Miała wtedy urlop, ale czekała na telefon z prośbą o przyjechanie po mnie, bo nie daję rady. Ja natomiast po 7 dniach wróciłam do domu szczęśliwa i niewyspana, ale z uśmiechem od ucha do ucha. Wyjechała inna Julia, a wróciła inna. Razem z mamą się popłakałyśmy, ale wiedziałam, że już mi ufa i wie, że sobie poradzę. Na wycieczkach zagranicznych z rodzicami też pomagałam im porozumiewać się po angielsku, więc to również był jeden ze sposobów na udowodnienie im, że nie mają się czego obawiać. Teraz oczywiście też się martwią, jak wszyscy rodzice, ale ufają mi i to jest podstawa.
– Miałaś kiedyś jakieś niebezpieczne albo nieprzyjemne sytuacje podczas podróży?
– Chyba żadnych. Zdarzało się, że ktoś chciał mnie poderwać w nieelegancki sposób albo próbował na coś zbyt usilnie namówić, ale nie miałam nigdy sytuacji, w której zostałabym okradziona, zastraszana albo żeby ktoś próbował mnie porwać.
– Przywozisz sobie jakieś pamiątki z każdego miejsca czy wystarczają Ci tylko wspomnienia?
– Uwielbiam magnesy. Jak ktoś mnie poprosi, to wysyłam też pocztówki. Ponadto lubię kupować ubrania za granicą. Jednak robię to bardziej przy okazji, nie chodzę specjalnie po sklepach czy targach. Sukienka, którą kupiłam na Cyprze, jest rzeczywiście nietypowa i często ktoś mi mówi, że ładnie w niej wyglądam.
Foto: Archiwum prywatne Julii
– Masz magnesy z każdego odwiedzonego miejsca?
– Nie z każdego, ale staram się je kupować wszędzie, gdzie jadę.
– Jak duża jest już ta kolekcja?
– Drzwi lodówki są w połowie zapełnione.
– Jakie miejsce najbardziej polecasz odwiedzić?
– Mi się wszędzie podoba. A miejsce godne polecenia zależy od tego, kto czego potrzebuje. Jedni wolą góry, a inni morze.
– A Ty co najbardziej lubisz?
– U mnie to jest gdzieś po środku. Lubię miasta, ale szybciej się w nich męczę. Mniejsze miejscowości lubię ze względu na to, że często nie ma tam osób, z którymi można porozmawiać po angielsku i trzeba sobie radzić, a ja lubię wyzwania i dodatkowe aktywności podczas wyjazdu.
– Co na przykład?
– Jak byłam w Buenos Aires to akurat był półmaraton, więc wzięłam w nim udział.
– Przygotowywałaś się wcześniej?
– Trochę, ale nie za dużo. Nie osiągnęłam porywającego wyniku, ale przebiegłam cały. W Rio natomiast wybrałam się na paralotnię.
– Lubisz adrenalinę?
– Zależy jaką. Lubię rzeczy niecodzienne.
– To przyszło z czasem czy od zawsze taka byłaś?
– Przyszło z czasem. Na różnych etapach życia zmieniał się mój charakter. W podstawówce byłam raczej cichą dziewczynką. Pewne rzeczy zmieniają nasz charakter, a nawet powiedziałabym, że nie tyle zmieniają, co odkrywają.
– Czy jest jakiś element podróży, którego nie lubisz i najchętniej byś się go pozbyła?
– Jedyne co czasem mi doskwiera, to jak muszę dojść do hostelu ze wszystkimi swoimi rzeczami i nie wiem, jak tam trafić. Nie powiedziałabym jednak, że bym to wyrzuciła. To jest inny urok podróży. Dzięki temu nauczyłam się pakować w mniejszy plecak.
Foto: Archiwum prywatne Julii
– Czy dokonałaś jakiś poświęceń dla, albo podczas podróży?
– Chyba nie, ale mogło być tak, że nie było mnie np. na czyichś urodzinach. W liceum wyjechałam przed próbnymi maturami, ale zdałam je bez problemu. Wszystko co tak naprawdę mamy na tym świecie, to nasze wspomnienia i jeśli ktoś nas kiedyś ze wszystkiego okradnie, to jedyne co nam pozostanie to to, co mamy w głowie.
-Będąc za granicą próbujesz różnych potraw?
– Staram się próbować, ale jak jest za drogo, to jednak sobie odpuszczam. Moim zdaniem jedzenie w różnych krajach aż tak bardzo się nie różni, jedynie sposób przyrządzenia, podania i doprawienia jest inny. Nie przywiązuję zbyt dużej uwagi do kuchni. Lubię rzeczy ciekawe i nowe, ale nie jest tak, że muszę ich spróbować.
-Jakie masz plany na przyszłość?
– Na pewno będę chciała dalej podróżować. Obecnie jednak zastanawiam się, w którą stronę chcę bardziej pójść. Chciałabym jakoś połączyć tę swoją wolność i otwartość do świata z jakimiś zarobkami, tak żeby ani jedno ani drugie na tym nie ucierpiało. Może założę własną firmę. Zobaczymy.
– Jaki jest Twój następny cel podróżniczy?
– Jeszcze nie mam ustalonego. Może uda mi się wyjechać na roczny wolontariat, wtedy zobaczyłabym jak wygląda codzienność w innym kraju.
– Czy chciałabyś coś dodać od siebie?
– Na koniec chciałabym zainspirować osoby czytające ten wywiad. Odwaga do podróży jest w nas i gdy uświadomimy sobie, że już na coś się odważyliśmy, to automatycznie poziom tej odwagi wzrasta. Chciałabym również zaprosić wszystkich czytelników do kontaktu, spotkania czy wspólnego wyjazdu. Uwielbiam poznawać ludzi fajnie nastawionych do życia, ale też tych, którzy nie czują się tacy, bo ja wiem, że oni już są pozytywni! Tylko jeszcze sami tego nie wiedzą!
– Dziękuję Ci za rozmowę.
– Dziękuję!
Z Julią rozmawiała Karolina Kowalik
Foto: Archiwum prywatne Julii
Zostaw odpowiedź