Co roku ponad 1000 osób wyrusza w majówkę na wrocławski Auto Stop Race – największy w Polsce wyścig autostopowy. Dodatkowo kilka innych miast organizuje własne wyścigi, więc majowy długi weekend równa się z oblężeniem europejskich tras przez Polaków. Często możemy spotkać się z opinią, że autostop jest niebezpieczny i niewygodny. Jak to wygląda w praktyce? Opisałam dla Was moje doświadczenia.
Moja pierwsza przygoda z autostopem miała miejsce właśnie w ramach ASR na trasie Wrocław – Fažana (Chorwacja). Wraz z koleżanką udało nam się pokonać tę trasę szybko. Następnego dnia już byłyśmy na miejscu. Po drodze spotkałyśmy ludzi, którzy pokazali nam Dolinę Kościeliską, zabrali na kolację, kawę. Natomiast tegoroczna edycja była dla nas naprawdę dużym wyzwaniem, gdyż trasa okazała się być dwa razy dłuższa. Meta znajdowała się we włoskiej miejscowości Cirò Marina, a więc niedaleko Sycylii. Trzeba było przejechać prawie całe Włochy, a jest to nie lada wyzwanie, gdyż mało który Włoch mówi po angielsku (my niestety nie znałyśmy włoskiego). Ponadto autostop jest tam zabroniony, a sami Włosi są bardzo nieufni i boją się zabierać ze sobą obcych ludzi. Jednak ponownie miałyśmy dużo szczęścia.
Ile są dla Ciebie w stanie zrobić obcy ludzie ?
Najmilej wspominam przejazd z Brna, aż do granicy z Włochami. Udało nam się ten odcinek przebyć w ciągu jednej nocy. Do Brna przyjechaliśmy we czwórkę, wraz z dwoma innymi uczestnikami wyścigu i był to krótki ale bardzo zabawny przejazd. Kierowca nie mówił po angielsku, ale potrafiliśmy się nawzajem zrozumieć. Z Brna para Polaków zabrała mnie i koleżankę aż do Graz. Niestety musieli zjechać z autostrady, więc zostawili nas na pierwszej stacji. Był środek nocy i było dosyć zimno. Jednak bardzo miło wspominam tę noc. Pomimo tego, że prawie wcale nie było tam ruchu, a dookoła było ciemno to obie byłyśmy w dobrym nastroju. Żartując, czas leciał nam szybciej. Co jakiś czas podchodziłyśmy do podjeżdżających na stację ludzi, jednak nikt nie jechał w interesującym nas kierunku. Raz nawet jeden kierowca sam się zatrzymał, widząc dwie dziewczyny z wielkimi plecakami, siedzące w środku nocy na krawężniku. Podbiegł do nas i zapytał gdzie chcemy jechać. Jednak i on jechał zupełnie gdzie indziej. Gdy już zrezygnowałyśmy ze stopowania i poszłyśmy ogrzać się na stację, spotkałyśmy młodego chłopaka – Christophera, który zaoferował, że podwiezie nas na pierwszą stację na autostradzie, pomimo tego że praktycznie był już w domu. Pierwsza stacja okazała się być po przeciwnej stronie, co bardzo by nam utrudniło dalszą podróż, więc Christopher podrzucił nas na jeszcze następną. Tam spotkałyśmy bardzo sympatycznych Polaków, którzy też jechali do Włoch, ale niestety nie mogli nas wziąć ze sobą, ponieważ nie mieli miejsca w samochodzie. Pożyczyli nam tylko powodzenia. Christopher palił papierosa i miał już odjeżdżać, a my marzłyśmy i wtedy podszedł do nas i powiedział: ,,Wiecie co, jak chcecie to mogę Was podrzucić na granicę z Włochami.” Ucieszyłyśmy się strasznie i zapytałyśmy go, czy jest pewny, na co odrzekł, że i tak nie ma co robić. Łącznie Christopher nadrobił dla nas około 400 km! Dodam, że po drodze dwa razy sfotografował go radar… Mimo to, wciąż był uśmiechnięty i życzliwy, a przy pożegnaniu zostawił nam swój numer mówiąc, że jeśli będziemy miały problem w drodze powrotnej, to żeby do niego zadzwonić. Podczas ASR-u zawsze jestem w szoku jak wspaniali, bezinteresowni i pomocni mogą być ludzie.
Polak Polakowi….
W całym projekcie fajne jest to, że na stacjach spotykamy innych uczestników i wysiadając z auta od razu do nich podchodzimy i rozmawiamy jakbyśmy się już znali, a gdy jest okazja do pomocy, to wspieramy się nawzajem. W tym roku dziewczyna z innej pary załatwiła 6 osobom nocleg na pace u Polaka, gdy znaleźliśmy się w nocy na stacji i byliśmy już zmęczeni. Będąc dwa dni w trasie, bez snu i prawie bez jedzenia, była to dla mnie zbawienna informacja. Łóżkiem to nie było, ale dawno mi się tak dobrze nie spało. Inna sytuacja, gdy łapiąc stopa w Bolonii spotkałam kolegę z poprzedniej edycji. Kiedy jeden z kierowców zgodził się go wziąć, spytał, czy może wziąć jeszcze dwie osoby (mnie i koleżankę). I tak znaleźliśmy się w autokarze z włoską wycieczką szkolną. Warunkiem naszego przejazdu było opowiedzenie o projekcie. Kacper poszedł więc na początek autokaru i przez mikrofon opowiadał różne ciekawe rzeczy. Gdy skończył, dzieci chciały sobie robić z nami zdjęcia, prosiły żebyśmy na mapie pokazali trasę, którą przebyliśmy i ile jeszcze nam zostało do mety. Na koniec zrobiliśmy sobie wszyscy pamiątkowe zdjęcie z polskimi flagami. Myślę, że był to mój najmilszy jak do tej pory stop.
Szczęśliwe 600 kilometrów
Gdzieś na autostradzie między Bolonią, a Rimini podchodziłam do ludzi i pytałam, gdzie jadą. Jednak albo mnie nie rozumieli, albo jechali w inną stronę. W końcu zauważyłam, że przy stacji stoi mężczyzna, który się uśmiecha i wydaje się być zaciekawiony tym, co robię. Podeszłam do niego, jednak okazało się, że nie mówi po angielsku. Pokazałam mu więc mapę i zapytałam „Dònde?”, gdyż coś jeszcze z mojej nauki hiszpańskiego pozostało, a są to bardzo podobne języki. Wskazał Bari. Nie uwierzycie, jaka radość mnie ogarnęła ! To ponad 600 km w naszą stronę. Byłybyśmy prawie na miejscu. Jednak przekazanie mu mojej intencji, że chcę żeby zabrał mnie i koleżankę ze sobą, było arcytrudnym zadaniem. Śmiał się i zrozumiałam, że nas nie zna i nie wie co mamy w plecakach. Zaczęłyśmy mu pokazywać nasze identyfikatory i logo AUTO STOP RACE na plecakach i po kilku minutach negocjacji powiedział w końcu ,,Ok, come.”
Pociągiem na stopa
Ciekawa sytuacja spotkała nas również w Bari. Byłyśmy już 3 dzień w drodze, a do mety pozostało nam 270 km. Biorąc pod uwagę, że cała nasza trasa liczyła 2 186 km, był to już niewielki odcinek i chciałyśmy tam jak najszybciej dotrzeć. Po kilku godzinach bezskutecznych poszukiwań życzliwego kierowcy, stwierdziłyśmy że jedziemy pociągiem. Jeden z ASR-owiczów, którego spotkałyśmy na trasie opowiadał, że będąc kiedyś we Włoszech jeździł pociągami bez biletu i gdy wchodziła kontrola, po prostu mówił im, że wysiądzie na następnej stacji. Z kolei nasza koleżanka, która pracowała we Włoszech, jak dowiedziała się, że jesteśmy w Bari napisała mi ,,Jedźcie pociągiem, rzadko są kontrole, a w Bari trudno o stopa.” Tak więc zrobiłyśmy. Jedna włoska para podwiozła nas na dworzec w Bari. Po drodze dopytałam ich jeszcze, jak to rzeczywiście wygląda. Dziewczyna powiedziała, że można zapłacić mandat. Po chwili dodała, że jej chłopak (nie mówił po angielsku) mówi, żebyśmy nie kupowały biletu. Zaśmiałyśmy się więc i utwierdziłyśmy w decyzji. Na wypadek kontroli przygotowałyśmy sobie wersję ,,no italian, no english, no documents.” Na czwartej stacji… wszedł kontroler. Nasza rozmowa wyglądała tak:
– biglietto
-No biglietto
– Coś po włosku
– Sorry ?
– Do you have money ?
– No english
– Euro ?
– Dobra, Angelika, co mu mówimy ? Bo chyba chce żebyśmy mu zapłaciły teraz za bilet.
– Cuánto biglietto ?
– 5 euro, problem ?
I tu wywnioskowałyśmy, że pyta się, czy to dla nas problem i ile mamy pieniędzy. Wyciągnęłyśmy 20 euro i powiedział, żebyśmy wzięły swoje bagaże i poszły za nim. Zabrał nas do przedziału, gdzie nie było żadnych pasażerów i zapytał czy to wszystko co mamy. Powiedziałyśmy, że tak, po czym oddał nam banknot i powiedział ,,no biglietto.” I tak pojechałyśmy autostopem – pociągiem.
Zorganizowany transport
Nasz ostatni stop, złapał kolega ASR-owicz. Było nas wówczas 6 osób, a do naszego campingu jakieś 20 minut drogi pieszo. Jednak było już ciemno, mieliśmy ze sobą ciężkie plecaki i byliśmy zmęczeni, więc szukaliśmy jeszcze kogoś, kto by nas podwiózł no i po kilku minutach owy kolega nas woła do dziewczyny z którą rozmawiał. Jednak był tam tylko jeden samochód, z dwoma wolnymi miejscami, a nas było przecież 6. Okazało się, że Włoszka z którą rozmawiał zadzwoniła po swoją mamę która przyjedzie i weźmie resztę osób. Ledwo się zmieściliśmy ale takim miłym akcentem zakończyliśmy swoją autostopową podróż. Na miejscu czekało nas kilka dni imprezowania, koncertów i gier, ale to już być może na inny wpis.
Autostop jest wspaniałą przygodą. Nie mam żadnych negatywnych wspomnień z tym związanych, wręcz przeciwnie. Dzięki tej formie podróżowania doświadczyłam wielu niezapomnianych przygód i przekonałam się, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy są w stanie bezinteresownie pomóc, czasami nawet własnym kosztem.
Zostaw odpowiedź